Do Jaworska, czyli za Brzesko i z powrotem

Niedziela, 4 kwietnia 2010 · Komentarze(1)
Nienawidzę wiatru. Wieje mi zawsze i wszędzie. Gdzie bym nie pojechał to wieje mi w twarz. Moja zmora. Ale po kolei.

Rano rowerem 1km do babci na śniadanie, na miejscu okazuje się,że mama zapomniała świątecznej kiełbasy,więc drałuje po nią z powrotem do domu. W ten sposób jeszcze przed właściwą jazdą nabijam z rana 4km. Po szamaniu wszyscy lezą do kościoła a ja "niewierny Tomasz" dosiadam moją kolarzówkę i w drogę! Na kolejną wyżerkę - tym razem na rodzinny obiad do Jaworska.
Była to moja pierwsza dalsza trasa na szosówce, mam ją bowiem od grudnia. Byłem więc pełen obaw i ciekawości jaką średnią uzyskam. Gdy na BS obserwowałem średnie wykręcane przez innych cyklistów to trochę mi się włos jeżył bo na MTB czy trekkingu nigdy takich osiągów nie miałem. Pora więc aby skonfontować te ich średnie z moją średnią z jazdy kolarzówką. Okazało się...że też tyle wykręcam co inni:)
Plan był prosty...dojechać na obiad(76km) w maksimum 3h, czyli osiągnąć średnią nieco ponad 25km/h. Na początku sezonu nie chciałem się przeforsować a także nie znam jeszcze swoich możliwości.
Zamiast przez niepołomice - dziadowa droga i spory ruch na drodze, wybieram jazdę przez Mogiłę i Czarnochowice a następnie na wysokości Wieliczki wbicie na drogę 75, która potem przechodzi w 4 i leci aż na Tarnów. Jechałem kiedyś równoległą do tej drogi, drogą na północ prowadzącą na Dąbrowę Tarnowską, myślałem,że 4 będzie równie płaska, czyli płaska jak stół. Mocno się zdziwiłem na odcinku pomiędzy Wieliczką a Bochnią, na którym było non-stop góra-dół. Musiałem się przyzwyczaić w kolarzówce do braku lekkich przełożeń i konieczności ostrego zasuwania pod górę. Cały czas towarzyszy mi wiatr wiejący z południa i czasem wschodu, ale pomimo to staram się na prostej utrzymywać 30km/h. Na zjazdach przyzwyczam się do pozycji w dolnym uchwycie. Po drodze, za Bochnią mija mnie kolarz ubrany w czarno-żółty strój, którego pozdrawiam i który krzyczy do mnie,że w Bochni jest dzisiaj ustawka. Niestety nie mam możliwości zawrócenia - obiad czeka. Chwilę potem przelatuje nade mną jastrząb albo sokół - w każdym razie jest piękny. Za Bochnią jest jeden większy podjazd, poza tym same pagórki..których i tak się nie spodziewałem i które dają mi nieco w kość. W sumie cieszę się bo prawdziwą siłe wyrobię tylko na podjazdach. Za Brzeskiem w Sufczynie odbijam w prawo i jadę dziadową drogą pod górę. I centralnie pod wiatr. Rodzice wymijają mnie autem. 20 minut potem wycieńczony dojeżdzam do celu. Starsi oczywiście juz na miejscu. Ich czas autem do 70 minut, mój rowerem to 170minut:) I tak są pod wrażeniem:P
Powrót:
Wyruszam o 16.50, tak,żeby w miarę przed zmrokiem wrócić do domu. Pierwsze 10km połykam w trymiga, lecę w dół i z wiatrem w plecy. Wylatuje na główną i przekonuje się,że boczny wiatr się wzmógł. Szarpie mi rowerem i trochę mnie męczy. Ale narazie jest płaskawo więc lecę. Po drodze widzę bażanta albo kuropatwę. Dopada mnie silny ból pleców. Ponadto w bidonie pustka. Robię postój na stacji, kupuje powerade, czekoladę i aspirynę. Łykam dwie tabsy i zapijam. Jadę dalej. Za Bochnią wiatr okresowo zmienia kierunek i staje się moim przeciwnikiem. Przeklinam go. Na zjazdach muszę dokręcać, na podjazdach mam wrażenie,że ciągnę kotwicę. Psychicznie mnie wykańcza. 21km przed wieliczką robię postój na chwile. Wiatr piździ. Jadę dalej...10km przed wieliczną znów postój. Wciągam czekoladę z nadzieją,że pomoże...a gdzie tam. Na liczniku na prostej ledwo 25km/h. Średnia spada:( Modlę się aby dojechać do wieliczki, czekam na nią jak na wybawienie. W końcu pojawia się tabliczka witająca! Jeszcze 1.5km i odbijam w prawo. Teraz wiatr wieje mi w plecy a do domu tylko 12km. Na liczniku 32-35km/h. W sercu radość. Wiem,że przekroczę 150km:) Zastanawiam się co na mnie czeka w lodówce...:D

po mieście

Sobota, 3 kwietnia 2010 · Komentarze(1)
Kategoria Miasto
Rano na cmentarz na grób babci, na grębałów i z powrotem. Rano było jeszcze w miarę bezwietrznie albo akuratnie na swojej trasie nie odczułem wiatru. Po południu skoczyłem na bulwary wiślane spotkać się z kumpelą i napotkałem czołowy wiatr, pomimo to starałem się na prostej wyciskać 30km/h. W drodze powrotnej prędkość oscylowała w okolicach 35km/h. Przyjemnie i ciepło:) Jutro będzie jeszcze cieplej i w planach mam 150km :)

Do centrum i z powrotem

Piątek, 2 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Dziś znowu na trekkingu pomykałem do centrum, bo dętka w MTB nadal niezałatana...jakoś się cholera sama nie chce naprawić :] Trza się tym będzie jutro zająć. W drodze powrotnej zahaczyłem o siłkę.

Do centrum i z powrotem

Czwartek, 1 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
Kategoria Miasto
Rano okazało się,że dętka w MTB jest przebita, więc złapałem trekkinga i poleciałem do centrum. W pierwszą stronę jechałem pod wiatr, z powrotem z wiatrem w żagle. W drodze powrotnej machnąłem pętelkę wokół błoni a potem na bulwarach uczepiłem się przez chwilę jakiegoś kolarza na rowerze cinelli, ale zasuwał 40km/h i po chwili brakowało mi powietrza:] Jak na miasto to i tak średnia wyszła mi znośna.

Do centrum i z powrotem

Środa, 31 marca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Do centrum, potem na zakopiańską odebrać wylicytowany na allegro przedmiot a następnie na siłkę przez nowohucką. Oczywiście natrafiłem na zwężenie drogi i korek, ale jakoś się przecisnąłem przez rozkopy. Towarzyszył mi silny wiatr i mrzawka. Jechałem w krótkim rękawie, bo nie chciało mi się z plecaka wyciągać kurtki. Ludzie patrzyli na mnie jak na dziwne zjawisko - przecież deszcz to tylko woda?! Na siłkę dojechałem mocno styrany przez wiatr. Dzisiaj ćwiczyłem uda i mięśnie brzucha, w efekcie do domu na rowerze jechałem jak dziadek, hehe:) chociaż miałem z górki, więc pod koniec nogi się rozgrzały i hulałem znowu.

Do pracy i w pracy

Wtorek, 30 marca 2010 · Komentarze(1)
Kategoria Miasto
Dzisiaj zajefajny dzion, cały czas aż do 22 jeździłem w długich spodniach i samej koszulce:) cieplusieńko i przyjemniaście:D Aż chce się jeździć...poważnie się teraz zastanawiam nad pozostaniem w tej pracy jeszcze jakiś czas...mogę i zarabiać i nabijać kilosy:) W najbliższym czasie rozpoczynam też kolarskie przygotowania do bicia mojego rekordu - 400km w jeden dzion:) Kręcimy, kręcimy Panowie!

Po mieście

Poniedziałek, 29 marca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Z domu do centrum, potem come back do domu, następnie na siłkę i znowu come back. Do centrum i na siłkę, czyli na zachód pod wiatr, w drugą stronę z wiatrem w żagle.

Ze starych wierchów do Krakowa

Niedziela, 28 marca 2010 · Komentarze(1)
Wstaje pełen obaw...i na kacu. Boję się,że mogę spuchnąć na trasie po poprzednim dniu jazdy, małej ilości snu i chlaniu. Moje obawy okazują się całkowicie niepotrzebne. Zasuwa mi się świetnie. W końcu jadę w dół.
Rano siedzę długo w kuchni i rozmawiam, potem po pożegnaniu ruszam w trasę. Sprowadzam rower w 15 minut i startuję.
Z końca obidowej do głównej lecę z prędkością 35km/h. Rower sam sunie z góry. Doceniam cienkie opony i piasty deore:) Potem podjaździk pod stację benzynową przy Rdzawce, utrzymuje 11km/h. Przez Rdzawkę przelatuje błyskawicznie lądując w Rabce, z Rabki do Mszany też jadę w miarę szybko. Za Mszaną az do Kasiny jest lekko w górę. W sumie dobrze bo sie rozgrzewam nieco. Pomimo,że na kolarskiej bluzie z windstopperem mam kurtkę z membraną to jednak na zjazdach mnie poprzewiewało nieco - niska temp robi swoje. W Kasinie, w miejscu gdzie skręca się na Dobczyce robię postój i pochłaniam cheesburgera z frytkami. ( nie ma jak sportowiec - w nocy chlanie, w dzień fast-food:P )Następnie mały robię podjaździk. Pagórki zdobywam spokojnie, bez bólu, nogi po wcześniejszym dniu wydają się być zaprawione. Po Podjeździe lecę ciągle delikatnie w dół aż do Dobczyc. Przyjemny odcinek, fajny asfalt. Za Dobczycami delikatnie pod górę aż do Pawlikowic z których na wysokości Chorągwicy jest zjazd do wieliczki. Za wieliczką, przez Czarnochowice też w dół. Potem już znane tereny Rybitw i huty...i jestem w domu! Za mną prawie 200km z sakwami po górach w ten weekend:) W domu pyszny rosół i kurczak. Ogólnie weekend bardzo udany;)

Na stare wierchy z Krakowa

Sobota, 27 marca 2010 · Komentarze(2)
Wycieczkę rozpoczynam o godzinie 10, dość późno, bo musiałem odespać po całym tygodniu, ponadto pakowanie sakw znacznie się przeciąga. Dzień wcześniej montuje nową torbę na kierownicę topeaka - używkę z allegro. Torba sprawdza się genialnie, nie ma porównania w stosunku do używanych przeze mnie wcześniej.
Z huty kieruje się mostem w stronę rybitw, natężenie ruchu jest małe. Dalej, przelatuje przez Czarnochowice wylatuje w Wieliczce. Tempo utrzymuje powyżej 25km/h. Zaraz za Wieliczką wita mnie pierwszy podjazd. Mięśnie się buntuję bo to pierwszy podjazd w sezonie i swoją niechęć do wysiłku wyrażają w bólu. Nie przejmuje się tym, zmniejszam przełożenie i cisnę dalej. Po kilku podjazdach mięśnie się rozgrzewają i pracują znacznie lepiej.W Dobczycach zaopatrzam się w biedronce w batoniki. Za Dobczycami dopada mnie wiatr czołowy, który towarzyszy mi aż do końca. Niedość,że pod górę to pod wiatr. Od Dobczyc a dokładnie od Czasława aż do Kasinki Wielkiej jadę ciągle pod górę. Jedyna zmienna to stromość nachyłu:) Trzeba przyznać,że cała trasa 964 na tym odcinku jest równiutka, w wielu miejscach nawierzchnia zostałą wymieniona. nawet pod górę sunie się dość dobrze. Gdyby tylko nie ten wiatr...wrr. Zdarza się mi kilka razy przekląć na niego.
Z Kasinki do Mszany Dolnej mam zjazd. Chwila na oddech. Za Mszaną wpadam na główną 28 i lecę nią do Rabki, w Rabce odbijam w lewo i przebijam się wioskami na skróty. Jadę przez miejscowość Rdzawkę, gdzie napotykam solidny podjazd o dł 1.5km Wycieńczony po wcześniejszych podjazdach w połowie poddaje się i prowadzę rower. Wolę zostawić siły na powrót i na końcowy podjazd pod Obidową. Z Rzdzawki wylatuje znów na główną zaraz przy stacji benzynowej, na której, przypominam sobie,że miałem przerwę gdy dwa lata temu wracałem z Chorwacji. Za stacją mam szybki zjazd główną i odbijam w lewo na Obidową. Przede mną ostatnie 4km jazdy, okazuje się,że podjazd jest leciusieńki a obawiałem się karkołomnego podjazdu. Na końcu drogi w Obidowej, zaczynam wyprowadzać rower z bagażem zielonym szlakiem na stare wierchy. Wypychanie roweru twa 25minut. Padam z nóg.
Wieczorem odbywają się gry organizowane przez moje koło PTTKu, śpiewogranie i oczywiście chlanie. Wygrywam konkurs w piciu jabola na czas. Skutki czuje następnego dnia:) Ogólnie świetna impreza. Poznaje sympatyczną koleżankę.

Do centrum i z powrotem

Piątek, 26 marca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Byłem dziś z rana w saturnie i zakupiłem sobie na wyprzedaży laptopa, którego przywiozłem jadąc na rowerze:D Jedną rękę miałem na kierownicy,w drugiej trzymałem pudełko z lapem i tak jechałem drogą 10 km:D z pewnością stanowiłem nietypowy widok:) Trochę mnie pod koniec bolał kręgosłup bo żeby utrzymywać równowagę musiałem się dla przeciwwagi przechylać w drugą stronę. Na dodatek jeździe uroku dodawał silny boczny wiatr, który wykrzywiał mnie jeszcze bardziej. Laptopik już hula, właśnie z niego piszę:)