Dzisiaj tyle co po mieście wymienić wadliwą wagę( do ważenia części rowerowych of course) oraz potem do przyszłego mieszkania mamy, które obecnie remontuje
Dziś byłem na zastępstwie w innej placów, więc tylko tyle pojeździłem co do śródmieścia i come back. Powrót odbył się z wiatrem w plecy, czułem się jak żaglówka pchana przez wiatr:D
Rano podbiłem do Kuby Sikorskiego, nabyłem od niego jego starą centrownicę oraz bagażnik Topeaka mocowany do sztycy podsiodłowej, będę go używał podczas dwudniowych wypadów na kolarzówce, myślę, że zda egzamin. Trzeba się jeszcze tylko doposażyć w jakąś torbę na ten bagażnik. Potem pomknąłem do pracy, po południu niewiele się działo, wieczorem się nieco ruszyło. W drodze powrotnej, pomimo moich nadziej, nie natknąłem się na nocny i nie miałem okazji znów się z nim zmierzyć;)
Rano okazało się,że mam kapcia na tylnym kole i skończyły mi się łatki. Ponieważ po znajomości mam w centrum w jednym serwisie nowe dętki po 5 zeta to i tak stwierdziłem,że nie ma sensu łatać tej gumy, wrzuciłem rower do trama, wysiadłem w centrum, zakupiłem i podmieniłem na miejscu dętkę i pojechałem do roboty. Ruchu nie było praktycznie w ogóle a poza tym byłem w pracy wyjątkowo krótko bo tylko 7h. Może i lepiej,że nic się nie działo bo czułem się niemrawo. Jutro może uda się coś powalczyć. Ale wątpię bo zrobiło się ciepło again i ludki wychodzą ze swoich nor na spacery i jedzą na mieście.
W drodze powrotnej mm delikatny wietrzyk w plecy więc sobie sunę powyżej 30km/h, doganiam mojego odwiecznego rywala na mojej trasie praca-dom, dom - praca, czyli tramwaj, tym razem linii 10, dość łatwo go wyprzedzam i łapię jeszcze tram 15tkę, która chwili się opiera zmuszając mnie do rozbujania się do 45km/h po czym przegrywa starcie;) Na plac centralny dojeżdżam z wynikiem 2:0 w boju z szynowymi blaszakami ^^
Dzisiaj ruch niewielki, ale, że było nas tylko trzech na zmianie to nawet cosik pojeździliśmy:)
Rano podskoczyłem na cmentarz na grób babci, więc w tych 90km jest też wykręcone poranne 6km:) Kilosik do kiloska...i zbiera się dystansik ^^
Zbliżam się do 15 000 km z każdym dniem.
Rano mizerny ruch, niewiele się działo, pojawiały się jakieś sporadyczne wyjazdy. Wieczorem nagle nas zasypało zamówieniami i przez 3h mieliśmy niezły hardcore, ale drogi były puste i fajnie się latało poprzez miasto.
W drodze powrotnej jadę nieco na około bo mam ochotę sobie jeszcze pojeździć na bajku.
Finalny wynik 90 kilometrów całkiem zadowalający. Znów idzie zima, więc i dzienny dystans się podnosi! W styczniu pewnie znowu uplasuje się na pierwszym miejscu na BS :)
Na razie chcę dobić do 15 000 km w tym roku.
Dziś ruch znacznie mniejszy niż w ostatnie dni, po południu praktycznie nic się nie dzieje, siedzę na placówce i z nudów kroję cebulę. Wieczorem się rusza i ostatecznie udaje się machnąć 20 kursów.
W drodze powrotnej, gdy tylko wjeżdżam na rondo mogilskie, dogania mnie nocny autobus 601. Od dawna się zastanawiałem czy w starciu z nocnym miałbym na rowerze jakiekolwiek szanse, w końcu nocny leci dość zdrowo do przodu, rzadko staje, ruch na drodze jest praktycznie zerowy, światła rzadko go zatrzymują..Więc stwierdziłem,że skorzystam z okazji i podejmę wyzwanie. W sumie od ronda mogilskiego aż do ronda czyżyńskiego ( ok 5km prostej drogi) idziemy łeb w łeb, co rusz któryś z nas wymija drugiego..na wysokości parku AWF-u udaje mi się nawet odskoczyć spory kawałek, ale, że tamtejszy odcinek jest nieco pod górę i moja prędkość z 35km/h spada do 27km/h to moja radość nie trwa długo i rozpędzony do jakichś sześciu paczek nocny bez trudu mnie wymija. Na szczęście dopadam go pomiędzy AWFem a Czyżynami, jednak potem udaje mu się śmignąć przez rondo przed czerwonym światłem, które mnie zatrzymuje:/ W sumie olał bym je, ale w koło były samochody.
Na placu centralnym prawie go doganiam, brakuje mi jakieś 100 metrów, po czym odpuszczam i jadę do wpłatomatu wpłacić dzisiejszy zarobek :)
Podsumuwując..myślę,że można uznać remis jako wynik tej potyczki.
Kiedyś muszę się zmierzyć z nocnym jak będę na szosie albo chociaż na trekkingu..albo przynajmniej będę miał węższe gumy w MTB a nie takie traktorowate jak teraz ;) Tak czy siak miło się zaskoczyłem nie przegrywając z ktretensem w starciu z nocnym:D
Dżajancik otrzymał nowego przedniego kapcia, poprzedni się przytarł od źle ustawionego klocka hamulcowego, więc musiałem podmieć gumę, niestety w domu miałem tylko szeroką górską gumę i teraz się męczę na niej po mieście :] Ale nie ma sensu jej obecnie zmieniać bo i tak za jakiś tydzień zacznę jeździć na składanym przeze mnie singlu miejskim. A MTB będzie awaryjnie służył po mieście w zimie, więc szeroka guma będzie na śniegi jak znalazł.
Dziś ruch mniejszy, odbyłem 26 kursów, ale jak na to, że zacząłem 2h później niż ostatnio to i tak nieźle:) Niestety z tego co widzę, w tym roku 15 000km pozostanie dla mnie chyba nieosiągalne, choć na pewno znacząco się zbliżę do tego dystansu. Żeby dobić do 15k musiałbym dokręcać kilosy poza robotą a na to ani czasu ani sił nie ma, po pracy muszę się regenerować. Poza tym nic na siłę. To tylko zabawa:)
Szok! W drodze powrotnej do domu na moim liczniku pojawia się ponad 100km:) Jest to wynikiem dużego ruchu wywołanego sporą ilością promocji oraz niską temperaturą zaganiającą ludzi do domów:D Dzięki temu udaje mi się machnąć 37 kursów jednego dnia:P W rezultacie podczas samej pracy przejeżdżam ponad 80km a z dojazdem z/do domu wychodzi ponad 100:) Oby tak dalej! Rozpoczynamy sezon zimowy:D