Po hucie

Czwartek, 13 stycznia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Na pocztę odebrać kolejne części do trekkinga, którego zamierzam złożyć, do lidla po parę pierdół,w tym sporo czekolad na rower oraz do krawcowej zawieźć spodnie które potargałem podczas otattniego upadku na rowerze.

Intensywny dzień w pracy

Czwartek, 13 stycznia 2011 · Komentarze(3)
Kategoria Miasto
Rano zapowiadało się na leniwy i słoneczny dzion, niewidziane przeze mnie dawno słońce wyjrzało zza chmur, które gdzieś znikły odkrywając niebieskie niebo. Myślałem więc, ze niewiele się będzie w pracy działo a tu suprise, zamówieniami sypało od samego początku..do samego końca:) Kilometrów jakoś nadzwyczajnie dużo nei przekręciłem, ale to dlatego, że mieliśmy na tyle dużo zamówień, że wiele pobliskich z nich zawoziłem za jednym razem, tym samym robiąc mniej kilometrów a będąc dłużej w trasie biegając po schodach, rozliczając się z klientem itd.
Słonecznie było, ale tylko przez chwilę, nagle, ni stąd ni zowąd niebo całe zakryło sie szarymi chmurami i zaczęło kropić. Miałem schiza, że już będzie padać do wieczora a ja miałem na sobie zamiast moich zimowych portek jedynie coś ala jeansy, tzw. spodnie tweedowe czy jakoś tak. Jakby się rozpadało to byłbym ugotowany na miękko, ale na szczęście tylko postraszyło.
Temperatura przyjemna, jeździło się fajnie. Powoli zapominam już co to mróz i wiatr..pewnie niedlugo zima nam to przypomni.
Jutro będę zaplatał nowe kółko do limonki, bo piasta w obecnym kole jest dość wiekowa i się sypie, w trakcie jazdy czuje na kierze jakieś dziwne przeciążenia boczne - może ośka się wykrzywiła, obejrzę ja dokładnie w środku jak już będę miał kółko na podmianę.

W pracy

Wtorek, 11 stycznia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Po dwudniowej przerwie wróciłem do akcji, udo mnie na szczęście nie bolało, nawet podczas łażenia po schodach, raz wyszedłem do klientki na 8 piętro z buta, bo mi się nie chciało czekać na windę:) Z góry był świetny widok, szczególnie,że wieczorem znowu cały Kraków zostal spowity gęstą, baśniową mgłą. Chciałem zrobić fotki Wawelu we mgle..ale nie było go widać:] jakby go UFO porwało:]

Wystrzałowa limonka wystrzela mnie w kosmos.

Sobota, 8 stycznia 2011 · Komentarze(2)
Kategoria Miasto
Reaktywowałem limonkę - otrzymała nowy, dłuższy mostek(ale jednak o za małym wzniosie - info o tym otrzymałem od dolnego odcinka pleców), nową gumę na przód i tył oraz nowe dla niej a stare wiekowo hample weinmanna, model symetric. Prawdziwie oldschoolowe hampelki.

Dzisiaj rano niewielki ruch. A może i nie taki mały, ale było za dużo dostawców na zmianie, więc nie wyjeżdżałem zbyt często w trasę. Potem kilku zostało puszczonych do domu, trochę się przeludniło i można było więcej poszaleć za kierownicą. Wczesnym popołudniem zaczyna mrzyć, bardzo mnie to cieszy bo zakładam,że dzięki temu wzmoże się ruch. Ale nadal jest kicha. Rusza się dopiero wieczorem.
Całe miasto zostaje pochłonięte przez mgłę, początkowo zamglone miasto przypomina mi Los Angeles z nocnych scen filmowych z napadami, potem widok wszechobecnej kojarzy mi się z obrazami z horrorów typu "Mgła" itd. W końcu mgła jest tak gęsta, że można oddychając równocześnie pić. Jakby mi stanęła fujara to pewnie bym nie dojrzał jej końca w tej mgle. Po omacku odnajduję kierownicę i jeżdżę:) Jest tajemniczo i mistycznie. Rynek prezentuje się pięknie, co chwila zza mgły wyłaniają się podświetlone poświąteczne dekoracje, których światło rozpływa się w kroplach mgły. Bajkowo. Żałuję,że nie mam przy sobie aparatu. Zamglony i równocześnie podświetlony Wawel wydaję się niemalże baśniowy. Wytwarza się taki klimat, że gdybym nagle nieopatrznie wjechał w gęstszą warstwę mgły i nagle sobie uświadomił,że jadę drogą mleczną i unoszę się ponad miastem to bym się scpecjalnie nie zdziwił. No dobra..koniec tych wymysłów mojej romantycznej i rąbniętej głowy ^^
W drodze powrotnej z pracy zarzucam sobie słuchawy na uszy bo stwierdzam,że jak w tej nieprzeniknionej mgle ma mnie rąbnąć auto i zabić to niech śmierć przyjdzie nieoczekiwanie i bez uprzedzenia. Załącza się mi rytmiczny house w tempo którego mi się świetnie pedałuje. Przypominają mi się treningi spinningu na które chodziłem dwa lata temu w zimie. W sumie przede mną nic nie widzę poza mgłą, wiec jadę prawie jak w miejscu na sali..muza jest niesamowita. Zatracam się w rytmie i równym, jednostajnym oddechu i pedałowaniu. Jest świetnie. Zastanawiam się czy nie podokręcać jakichś kilometrów w nocy, może nad zalewem nowohuckim. I oczywiście moją sielankę musi coś przerwać bo przecież było za pięknie, nieprawda? :/ Zasłuchany w muzykę i zatracany w rytmicznym pedałowaniu..tracę uwagę, wjeżdżam w kałużę która oczywiście kryje wielką, je****, głęboką dziurę, nie zdążam zareagować i zostaje wystrzelony jak z procy ponad rower. Szybuje niczym Superman, ale niestety nie udaje mi się wylądować telemarkiem jak Adaś, wzamian spadam na łokieć i prawe udo. Zaraz po tym obok mnie staje z piskiem opon i wyskakują goście gotowi zeskrobać mnie z asfaltu. Szybko podrywam się na nogi i stwierdzam,że nic mi nie jest, więc wsiadają zdziwieni z powrotem do auta i odjeżdżają. W ich spojrzeniach odczytuje przekonanie,że jestem pijany i znieczulony...Pierwsze co to mając przeczucie spoglądam na moje snowboardowe spodnie..i oczywiście przedarły się. Szlag by to trafił. Jak tak dalej pójdzie to nadadzą się tylko do zmywania podlogi:/ Szkoda mi ich dość mocno. Przypomina się dowcip o Szkocie, który idzie ulicą niosą w kieszeni spodni wino...przewraca się i macając się po spodnich czuje coś mokrego..po czym wznosi oczy ku niebu i mówi: " Boże spraw aby to była krew"
Moje zachowanie było dość podobne.
Kolejnym efektem upadku jest pogłębienie bruzdy w łokciu będącej śladem po tamtegorocznym wypadku. Zaczynam się zastanawiać czy dożyję starości:/
Po raz drugi(!) przecinam owijkę na prawym rogu:/ Gdy to zauważam, krew mnie zalewa. Owijki już nie mam, będę musiał to przecięcie zakleić taśmą lepiącą.
Tylna lampka roztrzaskała się doszczętnie, jej elementy są wszędzie, tak jak i baterie. Nie ma nawet co zbierać tych kawałków plastiku.
Resztę obrażeń i zniszczeń pewnie poznam jutro.
Do mieszkania wchodzę po schodach kuśtykajac niczym starzec, któremu skradziono laskę.
Rozmyślam nad napisaniem do amerykańskich twórców słowników synonimów i antonimów propozycji aby w najwnowszym wydaniu umieścili taką oto równość:
OFF Road = Polish Road.
PRzy takim stanie dróg, kupno roweru downhillowego na miasto powinno być dofinansowywane przez urząd miasta, tudzież państwo czy UE. Amen.

Rowerowa baletnica na lodzie

Czwartek, 6 stycznia 2011 · Komentarze(1)
Kategoria Miasto
W ciągu dnia ruch umiarkowany, wieczorem, już tradycyjnie zasypują nas zamówieniami i jeździmy z kursami jak z piórkiem w d.....
Temperatura chyba bliska zeru bo nie odczuwa się zbytnio zimna.
Warunki ogólnie całkiem przyjemne, rano pojawia się nieco słoneczka, jest raczej bezwietrznie.
Pod sam wieczór a w zasadzie już w nocy znaczy delikatnie mrzyć. Z nieba spada niezamarznięty kapuśniaczek, w sumie wydaje się nie zbyt groźny. O tym,że na wszystkich nawierzchniach stworzył on cienką warstwą szklistego lodu dowiaduje się w drodze powrotnej do domu...Zjeżdzając drogą rowerową w dół pod rondo mogilskie(po tym jak omal nie dostałem mandatu za jazdę rondem, teraz jeżdżę pod) w myślach cieszę się z tego,że zamontowałem niedawno nowe tylne klocki bo w takich mokrych warunkach i na zjeździe sam przedni hamulec mógłby mnie nie spowolnić przed zakrętem dostatecznie..moja radość nie trwa długo i szybko zostaje skonfrontowana rzeczywiśtością, na zakręcie przednie koło wpada w boczny poślizg i rower wysuwa się spode mnie i kładzie się na ziemi lecąc dalej do przodu a ja zostaje z tyłu i siadam na dupie. Uderzenie jest na tyle silne, że kilka akcesoriów na rowerze mi się przestawia. Mógłbym powiedzieć,że przednia kolcowana opona mnie zawiodła, ale gdy rzucam okiem na bruk na którym się pośliznąłem, widzę wyraźne rysy na nim jak zadrapania od pazurów na drewnie. Poziom zrysowania kostki aż mnie zaskakuje. Poza tym rysy są dość długie..czyli dość długo jechałem bokiem opony. Gdyby nie te kolce...to upadek byłby znacznie bardziej gwałtowny i dupę miałbym pewnie w kilku kawałkach. Zad i tak mnie boli. Wsiadam na rower, przekręcam korbę i stoję. Tylne koło wykonało obrót i nic. Przestawiam rower, delikatnie się odpycham, dociskam tylne koło siadając na siodle i spokojnie jadę. Dwa razy nim wyjeżdżam z ronda czuje jak mi zarzuca tylnym kółkiem.
Chwilę potem znowu leżę. dy wsiadam na rower kość ogonowa pulsuje już mocniej niż wcześniej. Wszystkie chodniki pokryte szklanką. Wrażenia jak podczas jazdy po lodowisku.
W końcu wjeżdżam na ulicę. Z nieba dalej siąpi. Jadę rekreacyjno-rodzinnym tempem 20km/h.
Pod klatką schodową schodzę z roweru i ledwo łapię równowagę. Do klatki dochodzę mini kroczkami na ugiętych nogach i już wyobrażam sobie jak ktoś rano wychodzi z klatki i momentalnie jego stopy zajmują miejsce głowy.

Zgubione 50zł i mandat od smerfów.

Środa, 5 stycznia 2011 · Komentarze(6)
Kategoria Miasto
Rano mizerny ruch, popołudniu też średniawy, ale wieczorem nas zasypało zamówieniami i suma sumarum kilosów się nieco uzbierało.
Temperatura ok minus 5, drogi suche, na głównych arteriach miasta ani śladu po śniegu, jedynie w bocznych osiedlowych uliczkach zalega zbity, zmarznięty lód tworząc niebezpieczne koleiny. Ogólnie jeździ się fajnie, bez ciapy i śniegu.
W drodze powrotnej wracam kawałek z Matim(Stamper z BS), na rondzie mogilskim zrównuje się z nami autobus nocnej linii i nad wyprzedza, jako, że jedzie w kierunku mojego domu to podejmuje rywalizację i dociskam mocniej pedały by kilka metrów dalej Mr Policeman pomachał mi z radiowozu palcem nakazując zjechanie. Zapomniałbym dodać..na to rondo nie wolno wjeżdżać rowerami..bo pod rondem znajduje się droga rowerowa...Zostajemy wylegitymowani, dmuchamy alkomacik, który na szczęście nie płata nam figla i wykazuje 0 promili( w myślach dziękuje losowi,że podczas sprzątania lokalu po zamknięciu nie chlapnąłem browarka jak to czasem bywało). Po dłuższej chwili dostajemy z powrotem nasze dowody i smerfy odjeżdżają. W naszych głowach rodzi się zapytanie: Czy dostaliśmy mandat? Czy tylko sprawdzili nasze dane itd?
Stamper słusznie zauważa, że gdyby go nam wypisali to powinniśmy go otrzymać od razu, żeby mieć możliwość nie przyjęcia go. Mam nadzieję,ze ma rację i za kilka dni w skrzynce pocztowej nie znajdę listu niespodzianki. W sumie gdyby nawet możliwość odmowy przyjęcia została zniesiona i zmieniono by tam jakieś zasady to i tak powinniśmy zostać poinformowani o otrzymaniu mandatu, mam rację? I taką mam nadzieję. W każdym razie...przestanę kozaczyć i będę od dzisiaj jeździł na około, drogą rowerową;)
Obym kary nie zabulił bo i tak dzisiaj w robocie na koniec dnia brakowało mi 50zł:/ Zgubiłem? za dużo wydałem/ skleiło mi się z innym banknotem podczas wydawania/ wypadło z portfela? ..nie wiem. Ale wiem,że mi brakowało 5 dych;/
Bywa.
Jutro będzie lepiej. Jutro święto..więc będzie sypać zamówieniami pewnie.

Zamuła w robocie

Poniedziałek, 3 stycznia 2011 · Komentarze(2)
Kategoria Miasto
Ruch bardzo kiepski, niewiele się dziś działo.
Pod wieczór zaczęło delikatnie pruszyć śniegiem, potem sypało coraz śmielej i śmielej i gdy w drodze powrotnej do domu przystanąłem na dłużej przy placu centralnym to przez chwilę sypało już całkiem gęsto. Zobaczymy rano ile nasypie tego w nocy.
Na placu centralnym przystanąłem i przyglądałem się ciekawej sytuacji, między kanarem a pasażerem doszło do jakiejś scesji, coś tam podsłyszałem, że ów koleś groził temu kanarowi i wszystko jest nagrane na kamerze w autobusie i dyktafonie itd, mniejsza o to, ale w każdym razie kiedy doszło między nimi na przystanku do szarpaniny to kanar chwycił typka za fraki i cisnął nim oburącz na ziemię, chyba przerzucił go przy tym przez kolano albo delikatnie uniósł i pchnął na glebę, za szybko się to stało bym dojrzał technikę, w każdym razie wyglądało to fenomenalnie:D Wrestling za darmo:] Potem przyjechały pały i zgarnęły gościa a ja poszedłem zadowolony z obejrzanego widowiska do monopolu i kupiłem browarka na dobry sen:D

Pierwsza jazda noworoczna:)

Niedziela, 2 stycznia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Dziś w pracy nie działo się nic wartego uwagi. Ruch był do wieczora taki sobie, z tym,że wypadały mi same dalekie kursy i nakręciłem nawet sporo kilometrów. Szkoda,że rower czekał dziś na mnie w pracy pozostawiony tam jeszcze w sylwka..bo gdybym do pracy zamiast szynobusem pojechał dziś rowerem to przejechałbym dziś w sumie równą setkę. Byłaby to pierwsza zimowa "setka", ale co się odwlecze to nie uciecze:)
Wieczorem sypnęło zamówieniami, dostawców było już niewielu i dzięki temu mogłem się obłowić:D Dobry dystans, dobry zarobek, dobry początek nowego roku.

Końcoworoczne dobijanie kilosów w pracy

Piątek, 31 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Ruch z początku duży gdy przychodzę do pracy, potem zanikł prawie w ogóle by pojawić się ponownie w porze obiadowej ze zdwojoną siłą. Już do końca, czyli do 19 rozwozimy placki na okrągło. Potem zostawiam rower w pracy,przebieram się,wypijam szampana ze współpracownikami i idę do pubu na rynku. Potem jest rynek,McDonald,nocny do huty,monopol,domówka,odprowadzenie lasek na przystanek,znowu monopol,klatka schodowa..i 8-ej rano wreszcie łóżko. W niedzielę będę w pracy to odbiorę rower.
W tym roku brakło nieco km do 15 tysięcy, ale i tak jestem zadowolony z osiągniętego wyniku:)
Plany na przyszły rok to ok. 12 tys.km bo będę pracował od wiosny do pewnie końca października w innej pracy niż dominium. Na razie do końca marca trzeba machnąć 4000-4500km.
Szczęśliwego Nowego Roku Bikerom i ich Rowerom. Mocnych szprych i lekko chodzących piast.

Przedsylwestrowa jazda upadkowo-poślizgowa ^^

Czwartek, 30 grudnia 2010 · Komentarze(1)
Kategoria Miasto
Dzisiejszy dzień obfitował w upadkowo-rowerowo-urazowe doświadczenia.
Najpierw rano jakaś babka na rowerze wyjechała mi nagle z boku zmuszając mnie do ostrego hamowania, bo sama oczywiście nie była na tyle przytomna, żeby zareagować. Przednie koło momentalnie zblokowałem, ale mokra płyta rynku głównego była na tyle śliska, że rower zamiast stanąć dęba, posunął się do przodu, by następnie przechylić się w bok i położyć na ziemi, umożliwiając mi przeskoczenie go i zrobienie kilku kroków w biegu do przodu by wytracić pęd. W sumie nie wiedziałem,że jestem zdolny do takich akrobacji jak wyskakiwanie z jadącego roweru, ale okazało się,że mam świetny instynkt samozachowawczy.
Drugim wesołym zdarzeniem było pośliźnięcie się na klatce schodowej na mokrych schodach i gwałtowne, niekontrolowane przysiadnięcie dupą na nich. Echo po klatce poszło niczym po uderzeniu w bęben. Potem rozległ się jedynie mój jęk bólu. W miarę szybko się podniosłem i zacząłem schodzić w dół...bo stwierdziłem,że ból będzie mniejszy jak będę się ruszał zamiast zdychać. Nawet zadziałało..mam nadzieję,że jutro rano kość ogonowa nie będzie nawalać bo dziś w sumie niewiele ją czuje.
Kolejną przygodę i to bardzo nieprzyjemną miałem znowu na rynku, tym razem jej sprawcą był jakiś zmatolony pacan. Leciałem sobie prosto, przez prawie pustą drogę przed kościołem mariackim, więc ciąłem około 30km/h, przede mną szedł jedynie w poprzek jakiś koleś. Ów idiota gdy mnie spostrzegł, znieruchomiał i zastygł w bezruchu, stając mi dokładnie na drodze i blokując przejazd. Ludzie niestety często zachowują się w ten irracjonalny sposób gdy widzą jadącego rowerzysty:/ Gdyby szli dalej w swoją stronę ja miałbym całą masę miejsca, żeby przejechać a tak stoją i tarasują mi drogę stając się żywą tarczą. Przy tej prędkości wykonanie skrętu na mokrej kostce brukowej równa się z prze szorowaniem twarzą po niej a takiego make'up-u wolałem sobie oszczędzić na sylwka, zacisnąłem więc klamki hamulca i zwolniłem na tyle aby spokojnie wykonać manewr wymijania tego stojącego pachołka-matołka. Gdy przejeżdżałem obok niego jadąc ok. 10km/h kolo rzucał jakimś mięsem, ale stwierdziłem,że nie będę się wdawał w kłótnię z jakimś imbecylem i olałem temat, gdy ten nagle gdy już go prawie ominąłem uderzył mój plecak z pizzami w środku. W tym momencie miarka się przebrała, zawróciłem gwałtownie i podbiłem do gościa, z mordy wyglądał na 35-40 lat i od razu było widać,że to typowy burak, taki ham z budowy albo z pola. Zacząłem się bluzgać z tym jełopem i podniósł mi ciśnienie do tego stopnia,żę już miałem zejść z roweru i nie licząc się z tym,że byłem w pracy i z firmowym plecakiem, po prostu podejść do niego i mu dobrze przyładować w ten pyskaty, bucowaty ryj. Na szczęście całą sytuację widział przejeżdżający obok na ostrym kole chłopak w płaszczu(ukłon w jego stronę) i zawrócił i też naskoczył na tego typa, przez co się nieco uspokoiłem i odpuściłem. Po szybkiej i ostrej wymianie argumentów odjeżdżam w swoim kierunku rzucając beszty na typa na odchodne. Niedość, że typ zablokował mi drogę stając jak zahipnotyzowany osioł to jeszcze pieprznął mi plecak w podziękowaniu,że go wyminąłem zamiast stratować skoro zastawił mi bezmyślnie przejazd. Imbecyl, debil i mongoł.
Wieczorem, gdy ciąłem sławkowską, miałem okazję drugi raz tego dnia przetestować nabytą rano umiejetność wyskakiwania z jadącego roweru, tym razem za sprawą taryfy, która wyjechała ze świętego Tomasza, z mojej lewej strony. Syt. podobna jak wcześniej, rozpędzony rower pomimo zblokowanego przedniego koła sunie do przodu, po czym obniża się upadając, ja go przeskakuje niczym płotek na zawodach i podbiegam kawałek do przodu. Upadajacy rower robi nieco hałasu. Taryfa staje w miejscu, w sumie na tyle skutecznie,że mogłem spokojnie przejechać..ale to były ułamki sekundy kiedy się to rozegrało.
Jacyś studenci idący obok zatroskani podbiegają i pytają czy nic mi nie jest, w odpowiedzi rzucam zawadiacko " E spoko, to standardowa akcja" czym wywołuje u nich wybuch śmiechu. Zaczynam żałować,że nie mam nagranego żadnego z tych moich popisowych skoków - ciekaw jestem jak to wygląda w zwolnieniu i jak ja właściwie przelatuje przez ten rower..to jakaś instyktowna reakcja organizmu.
Z rzeczy mniej wypadkowych a bardziej finansowych to wyłapałem dzisiaj nieco sporych tipów, klienci byli jacyś hojni - czyżby sylwestrowy nastrój już im się udzielił?:) Dostałem 4 ładne tipy, raz 12, raz 10, raz 9 i raz 8 zeta, czyli właściwie 4 dyszki od tylko 4 klientów:D Zazwyczaj do kieszeni wpadają tipy po 2-3 zeta, taki napiwek bliższy 10-cium zlotych zdarza się przeważnie raz na dzień..Standardowych tipów też nie brakowało, wiec na koniec dnia uzbierała się całkiem przyjemna sumka, którą na pewno spożytkuje zaopatrując się na jutrzejszego sylwka. Spędzę go w pubie z open barem,wiec alku ani szamy nie zabraknie, ale rozgrzewkowo można coś wcześniej chlapnąć.
Dzisiejszy dzień, poza incydentem z tym baranem, był bardzo pozytywny i przyjemny, pomimo,że czułem się marnie to dopisywał mi humor, klienci byli w imprezowych nastrojach, można było z nimi pożartować i pogadać, trafiłem też na kilku " ziomów" z którymi była niezła beka. Dostałem też noworocznego buziaka od jednej klientki i masę życzeń szczęśliwego nowego roku. Jedna babka mi życzyła lepszej pracy, żebym nie musiał rozwozić pizzy na takim mrozie, hehe :D
Było fajnie a teraz trza brać prysznic, opróżnić lodówkę, napisać kilka głupich zdań na fejsbooku i iść chrapać, żeby mieć jutro siłę na 6h jazdy z plackami i wieczorno-całonocno-poranną libację :D
Szczęśliwego, nowego roku Bikerzy ;) Niech Wam się kółka kręcą prosto i szybko.