A dzion spędziłem na upgradowaniu Łowcy. Zregenerowałem środkową tarczę nadając ząbkom pierwotny kształt, założyłem nowy licznik, zamontowałem tylny błotnik, zmodyfikowałem lemondkę oraz dorobiłem jej poprzeczkę(z cienkiej, metalowej rury od kija ze starej miotły) na której znajduje się teraz licznik oraz sygnalizacyjna przednia lampka - shot. Jest jeszcze miejsce na lampkę oświetlającą drogę, którą skieruje w dół i będę używał tylko w ciemnych miejscach. Rurkę zamontowałem nacinając ją poprzecznie, tak, żeby nachodziła na rurki lemondki wyciętymi otworami, potem zzipowałem i obkleiłem izolacyjną dla estetyki. Przy okazji rurki lemondki też obkleiłem izolacyjną, żeby karbonowy wzór nie rzucał się niepotrzebnie w oczy na wyprawach.
Szybki przelot jasnogórską a potem przez miasto conradem, opolską, bora komorowskim itd. Delikatny wiatr w plecy. Nieco wcześniej padało(dlatego skorzystałem z podwózki busem) i podczas późniejszej jazdy moczy mi całego dupsztala bo nie mam błotników w Łowcy. Nogawki też nasiąkają dość szybko a buty spd accenta stają się momentalnie całe mokre :) Na szczęście jest ciepło i zmoczone ciuchy mi nie przeszkadzają w ogóle. Gorzej z tym,że rower znów się cały zapaprał :] Będę musiał niestety oszpecić Łowcę Wiatru błotnikami bo obecnie jest łowcą deszczu i błota.
Piździelczy wiatr w ryło w pierwszą stronę. Omal mi łba nie urwało. Ale za to wiatr skradł mi gąbkę z podłokietnika od lemondki - widocznie klej ze starości zwietrzał..i gąbkę wywiało hen! Pomimo to próbuje oprzeć na niej łokcie, ale pizga tak,że zbytnio mną chwieje - nie czuje się jeszcze zbyt pewnie jadąc w wąskim chwycie, rezygnuje zatem z tego sposobu, zaciskam zęby(coby much nie połykać) i pedałuje dziarsko a wiatr usilnie próbuje mnie oskalpować z włosów. Wszystkie podjazdy w dolinkach robię na największym blacie z przodu(48z) bo średnia tarczka szwankuje(haczy mi na niej łańcuch i ząbki z zadziorem ją ciągną) a na najmnniejszą mi się nie chce zrzucać, więc piłuje podjazdy na stojaka niczym na finiszu;) Przednie kółko z zaplotem na słoneczko na rozciągliwych sapim laser uspokoiło się i jest stabilne, na razie nie straszne mu małe wertepy i uliczne dziurzyska. W drodze powrotnej wiatr słabnie i nie mogę sobie odbić szybką jazdą za frajer za poranne zmaganie się z wiatrem. I gdzie tu sprawiedliwość. Na pocieszenie wyprzedzam trzy autobusy, w tym pośpieszne 502 i to poprawia mi humor;)
Wietrznie. Ruch nawet, nawet. Byłem w robótce tylko 8h, ale po samych kilosach widać,że nie było źle jak na niedzielę czyli w dzień rodzinnego rosołu i schaboszczaka. Limonka otrzymała nowe klamki - bmxowe i świetnie się sprawdzają z szosowymi hamplami klasycznymi, w końcu mogę nawet zblokować koło;)
W drodze powrotnej znowu podrzucają mnie kawałek znajomi. Niesamowicie silny wiatr, chyba jeszcze w taki nie jeździłem, ponoć osiągał 100km/h, w drodze powrotnej na opolskiej rozpędzam się do 60km/h, gdy mijam stojących na przystanku ludzi jadąc 50km/h to jadący trochę dalej za mną kumpel słyszy wypowiedziane przez kogoś zdanie: " Widziałeś jak zapierdalał? "
Łowca otrzymał upgrade - zamontowałem mu lemondkę, która uratowała mi życie w drodze w pierwszą stronę:D pod ten huraganowy wicherek.
W pierwszą stronę pod wiatr, trochu mnie na jasnogórskiej przewiało i tak samo na późniejszych zjazdach w dolinkach aż zacząłem szczękać zębami. Po drodze odkrywam zabytkowy drewniany kościół w Tomaszowicach - bardzo ładny. W okolicy jest też wart zobaczenia dworek. Powrót odbywa się z wiatrem w plecy, znaczy się od opolskiej, bo na jasnogórskiej wieje mi jeszcze taki boczny. W tej chwili jeden pas jest tam kończony i zamknięty dla ruchu, oczywiście nie dla roweru;) więc sobie nim śmigam w dół a potem poboczem, które jest całkiem szerokie i zapewnia niezły komfort jazdy, kolein nie ma na poboczu dużo, gorzej z masą małych kamyczków. Trochu kłopotu sprawia mi przednie koło zaplecione na słoneczko na lekkich i rozciągliwych szprychach sapim laser, mam nadzieję,że stan tego koła się unormuje. Na wyprawy i tak będę zakładał mocniejszy zestaw kół. Srebny Mocarz prawdopodobnie pójdzie pod młotek i zasili fundusz na modernizację Leśnego Tropiciela, który przeżyje drugą młodość :)
NH-Opolska-Josepha Conrada-Modlniczka-Tomaszowice-Ujazd i potem powrót do NH. Tak wygląda mój obecny dojazd do pracy - w jedną stronę ok 22 km :) Najpierw zapchaną tirami opolską w smrodach i sporym ruchu ulicznym, walcząc o przetrwanie pomiędzy blaszanymi bydlakami o zachowanie równowagi na koleinach. Następnie odbitka w prawo, na wysokości wiaduktu(po zniesieniu roweru po schodkach) i wjechanie w idącą po skosie ulicę, która wyprowadza mnie od razu na jasnogórską, bez pchania sie na rondo Kraka. Co prawda jedzie się jakiś kilometr po wertepach na których Łowca Wiatru nie czuje się najlepiej, ale jest twardy i nie narzeka, jedynie coś tam mruczy piaskiem osiadającym na klockach hampli. Potem Jasnogórską pod górkę i zjazd w modlniczce w lewo - i przyjemna jazda dolinkami na zasadzie góra-dół przez ok 9 km :) Biegnie tamtędy szlak rowerowy zresztą. Drogę w pierwszą stronę odbywam pod dośc silny wiatr, powrót natomiast upływa mi szybko jakbym leciał na szkrzydłach. Tę traskę niedługo będę pamiętał na pamięć ;)
Na siennej nagle zaczyna mi ocierać tylne koło o hample. Zadowolony z posiadanych przy sobie kluczy zatrzymuje się i dokręcam konusy ciesząc się z tego,że jestem przygotowany na takie akcje łapania luzu na piaście. Ruszam dalej..i znowu kółko się chwieje. I jak grom uderza mnie myśl: pęknięta ośka! Schodzę z bajka i organoleptycznie potwierdzam diagnozę. Zasiadam ponownie na rumaka i bardzo delikatnie dojeżdżam do pracy informując,że odpuszczam robotę. I tak pogoda jest piękna i ruchu by nie było, więc rezygnuje z szybkiej naprawy w serwisie na rzecz zrobienia tego spokojnie w domu. Dotaczam się do jednego z pobliskich serwisów, częściowo prowadząc rower gdy tylne koło już tak tańczy,że ociera o ramę. Niestety mają za krótką ośkę. Wrzucam więc rower do tramwaju, otwieram gazetę i siedząc bokiem na ramie, oparty o okna tramwajki zagłębiam się w treści bikeboardu. W domu znajduje pasującą ośkę i podmieniam, przy okazji przeprowadzam serwis piasty wewnątrz. Zastanawia mnie słabe uszczelnienie tych piast starego typu i fakt, że przejeździłem na nich całą zimę, w śniegu i soli i w środku wcale nie są zabrudzone:]
Rower i przygoda to moje dwa największe zamiłowania. Z tych dwóch pasji zrodziła się jedna - turystyka rowerowa. Dojedziesz wszędzie, zatrzymasz się wszędzie i nie jesteś niczym ograniczony. Doznajesz, doświadczasz i odczuwasz całą naturę, piękno widoków, szmer potoku, szum liści i łopot bocianich skrzydeł. Wszędzie możesz przystanąć, porozmawiać z miejscowymi, zaczerpnąć języka, dowiedzieć się coś ciekawego, nauczyć się coś przydatnego czy też po prostu poznać daną kulturę i lokalne zwyczaje.
Rower to wolność i ogromne możliwości. Rower to też wyzwanie. I dlatego jeżdzę:)