Wczoraj pamiętny dzień, wszystko było pozamykane a do tego ludzie byli przyklejani do telewizorów, więc nie gotowali...i była ogromna masa zamówień pizzy. Jeździliśmy jak głupi, ale i kasy nieco zarobiliśmy. Prawie 100 km po mieście...po samym śródmieściu to naprawdę dużo. Do tego deszcz, wiatr i słońce, co tylko zechcesz,czułem się jak na żaglach.
Dostawa pizzy na rowerze w Krakowie. Rano zamuła, przez dwie h totalnie nic się nie działo. Dopiero ok 14 leniwie coś się ruszyło..a wieczorem gdy zaczęło padać zasypała nas lawina zamówień. Własnie wróciłem do domu, przemoczony do suchej nitki. Za to wyjazdów nieco narobiłem. Po wczorajszej eskapadzie nie bolały mnie nogi nic a nic,więc byłem przekonany dziś rano,że jestem pełen sił, było to jednak błędne przeświadczenie, które zostało zweryfikowane w pracy. Pomimo braku uczucia bólu w mięśniach, sił nie miałem wcale, jednym slowem zamęczyłem wczoraj nogi nieco:) Nie są przyzwyczajone do pokonywania dłuższych odcinków bez przerwy - i to jest do zmiany! :)
Rano na cmentarz na grób babci, na grębałów i z powrotem. Rano było jeszcze w miarę bezwietrznie albo akuratnie na swojej trasie nie odczułem wiatru. Po południu skoczyłem na bulwary wiślane spotkać się z kumpelą i napotkałem czołowy wiatr, pomimo to starałem się na prostej wyciskać 30km/h. W drodze powrotnej prędkość oscylowała w okolicach 35km/h. Przyjemnie i ciepło:) Jutro będzie jeszcze cieplej i w planach mam 150km :)
Dziś znowu na trekkingu pomykałem do centrum, bo dętka w MTB nadal niezałatana...jakoś się cholera sama nie chce naprawić :] Trza się tym będzie jutro zająć. W drodze powrotnej zahaczyłem o siłkę.
Rano okazało się,że dętka w MTB jest przebita, więc złapałem trekkinga i poleciałem do centrum. W pierwszą stronę jechałem pod wiatr, z powrotem z wiatrem w żagle. W drodze powrotnej machnąłem pętelkę wokół błoni a potem na bulwarach uczepiłem się przez chwilę jakiegoś kolarza na rowerze cinelli, ale zasuwał 40km/h i po chwili brakowało mi powietrza:] Jak na miasto to i tak średnia wyszła mi znośna.
Do centrum, potem na zakopiańską odebrać wylicytowany na allegro przedmiot a następnie na siłkę przez nowohucką. Oczywiście natrafiłem na zwężenie drogi i korek, ale jakoś się przecisnąłem przez rozkopy. Towarzyszył mi silny wiatr i mrzawka. Jechałem w krótkim rękawie, bo nie chciało mi się z plecaka wyciągać kurtki. Ludzie patrzyli na mnie jak na dziwne zjawisko - przecież deszcz to tylko woda?! Na siłkę dojechałem mocno styrany przez wiatr. Dzisiaj ćwiczyłem uda i mięśnie brzucha, w efekcie do domu na rowerze jechałem jak dziadek, hehe:) chociaż miałem z górki, więc pod koniec nogi się rozgrzały i hulałem znowu.
Dzisiaj zajefajny dzion, cały czas aż do 22 jeździłem w długich spodniach i samej koszulce:) cieplusieńko i przyjemniaście:D Aż chce się jeździć...poważnie się teraz zastanawiam nad pozostaniem w tej pracy jeszcze jakiś czas...mogę i zarabiać i nabijać kilosy:) W najbliższym czasie rozpoczynam też kolarskie przygotowania do bicia mojego rekordu - 400km w jeden dzion:) Kręcimy, kręcimy Panowie!
Z domu do centrum, potem come back do domu, następnie na siłkę i znowu come back. Do centrum i na siłkę, czyli na zachód pod wiatr, w drugą stronę z wiatrem w żagle.
Byłem dziś z rana w saturnie i zakupiłem sobie na wyprzedaży laptopa, którego przywiozłem jadąc na rowerze:D Jedną rękę miałem na kierownicy,w drugiej trzymałem pudełko z lapem i tak jechałem drogą 10 km:D z pewnością stanowiłem nietypowy widok:) Trochę mnie pod koniec bolał kręgosłup bo żeby utrzymywać równowagę musiałem się dla przeciwwagi przechylać w drugą stronę. Na dodatek jeździe uroku dodawał silny boczny wiatr, który wykrzywiał mnie jeszcze bardziej. Laptopik już hula, właśnie z niego piszę:)
Kolejny słoneczny dzień w pracy:) Dziś udało się już jeździć w krótkim rękawie - rewelacja! Teraz to się chce pracować, aż trudno uwierzyć,że jeszcze niedawno było minus 22 stopnie...brr. Ciekawe czy za rok też uda mi się tyle wyjeździć w zimie. A tak w ogóle to wczoraj przyuważyłem,że jestem 13 w Top 20 i spróbuje w przeciągu kwietnia wejść do TOP 10, ale będzie ciężko, bo ostrzy zawodnicy trzaskają coraz więcej kilosów podnosząc poprzeczkę. Ale i ja zawalczę:)
Rower i przygoda to moje dwa największe zamiłowania. Z tych dwóch pasji zrodziła się jedna - turystyka rowerowa. Dojedziesz wszędzie, zatrzymasz się wszędzie i nie jesteś niczym ograniczony. Doznajesz, doświadczasz i odczuwasz całą naturę, piękno widoków, szmer potoku, szum liści i łopot bocianich skrzydeł. Wszędzie możesz przystanąć, porozmawiać z miejscowymi, zaczerpnąć języka, dowiedzieć się coś ciekawego, nauczyć się coś przydatnego czy też po prostu poznać daną kulturę i lokalne zwyczaje.
Rower to wolność i ogromne możliwości. Rower to też wyzwanie. I dlatego jeżdzę:)