Jak zawsze i wszędzie tak i tym razem udając się na imprezę jakoś środek transportu wybrałem nieodłączny mi rower. Grill miał się odbyć na polach za ulicą Słomczyńskiego(okolice Kuźnicy Kołłątajowskiej - przecznicy od Al. 29 listopada) Na miejsce dotarłem ekspresowo nie schodząc poniżej 30km/h. Miałem tam posiedzieć tylko kilka h bo nad ranem miałem zaplanowaną wizytę u lekarza. Ale oczywiście..alkohol, gatka szmatka..i okazało się,że jedziemy na domówkę, miałem odpuścić już tę część imprezy..ale się złamałem i pojechałem, po drodze próbowałem się ścigać ze znajomymi jadącymi autem i gdyby nie to, że trafili na zieloną falę to nawet bym ich dogonił bo uczepiłem sie Tira jadącego alejami 50km/h. Z domówki...przenieśliśmy się jeszcze do społem..i tak oto o 6 rano zakończył się początkowo niewinny grill. W przychodni byłem o 6.30 i do 9.30 drzemałem w poczekalni...:] A dopiero co kilka dni temu stwierdziłem,że się starzeje i poważnieje...esz. Z przychodni wróciłem tramwajem z rowerem bo ledwo na nogach stałem.
Pomimo, że rozpisuje się teraz na całe zmiany, czyli 11-23/24 to i tak pokonywany dzienny dystans jest mizerny w stosunku do tego co było w zimie. No cóż, pogoda ładna, ludzie wyłażą na zewnątrz i mało kto zamawia placki do domu. A jak już się nakręcę pół dnia w pracy to w wolne dni już mi się nie chce pedałować..ale chyba trza zacząć robić jakieś ambitniejsze traski w wolnym czasie:) żeby się kolarzówka nie przykurzyła. Btw, zamierzam sobie złożyć singla w limonkowym kolorze;) A poza tym...zbliżam się do 7 tysięcy w tym roku:D Myślę,że do końca grudnia na liczniku pojawi się 12-13 tysięcy :D W sierpniu z dziewczyną wybieram się na Mazury i Pomorze rowerami:)
Dzisiaj w pracy jak zwykle ostatnio nuda...zrobiło się ciepło, ludzie wychodzą z domów i mało kto zamawia pizzę. Ostatnio regułą stało się,że przejeżdżam w pracy(z dojazdem do niej i z powrotem) ok 75km, cieszę się,że choć odrobinę więcej udało mi się wykręcić:) W nocnej drodze powrotnej miałem farta bo przy jednym skrzyżowaniu, stali skryci w cieniu smerfy, jakby mi wyskoczyło czerwone...to bym pewnie przez to skrzyżowanie i tak przeleciał..i byłby mandacik ^^ Ogólnie to udało mi się poprawić dziś rekord przejazdu praca-dom:)
Pozałatwiałem kilka spraw na mieście:) Wziąłem kolarzówkę, żeby sobie pośmigać:D Na Aleji Jana Pawła II jechałem kawałek w tunelu za ciężarówką, ale jak przekroczyła 70km/h to wymiękłem:]
Znów zawitałem w mojej starej dobrej robótce, bo siedzenie przed 8h przed kompem trochę mi zbrzydło:) Pośmigałem sobie po mieście i nawet nie wiem kiedy minął cały dzionek. Pogoda do jazdy w sam raz. Akurat ani za gorąco ani za chłodno. Ideał. Rowerek spisuje się doskonale. Niedługo w nagrodę dostanie nowe gumy, na przód schwalbe marathon dureme(35mm), na tył albo te same albo schwalbe crossy(38mm) To powinno być dobre połączenie na planowaną wyprawę m.in. po Mazurach, w których niewątpliwie zapuścimy się w jakąś dzicz i trzeba będzie pośmigać po leśnych ścieżkach;)
Napęd powoli dogorywa, widzę,że tarcza 48 i 36 stają się coraz ostrzejsze, może dotrzymają do końća lipca to wsadzę wtedy tarcze LXa, łańcuch XT i kasetę9 LXa :)
I w drogę wtedy...tym razem dla odmiany, pojeździmy po naszej Polsce:)
Sobotę, jak zwykle, hobbystycznie spędziłem w pizzeryi rozwożąc placki. 14h minęło jak zwykle szybko jak to zazwyczaj bywa podczas gdy się robi to co się lubi. W drodze powrotnej przysnąłem za kierą...i wpadłem w odwiedziny w tory, które zapewniły mi peeling lewego barku zrobiony asfaltem jezdni. Poza tym bez większych obrażeń. Moja druga wywrotka w tym roku...i znowu przez tory...i prawie w tym samym miejscu..ferelne miejsce..na początku lubiczu, gdy się w niego wjeżdża od strony basztowej..Ale co mnie nie zabije to mnie wzmacni a ze szramą będę wyglądał na basenie bardziej męsko, hehe:P Prawdziwy chłopak z huty :D
Rower i przygoda to moje dwa największe zamiłowania. Z tych dwóch pasji zrodziła się jedna - turystyka rowerowa. Dojedziesz wszędzie, zatrzymasz się wszędzie i nie jesteś niczym ograniczony. Doznajesz, doświadczasz i odczuwasz całą naturę, piękno widoków, szmer potoku, szum liści i łopot bocianich skrzydeł. Wszędzie możesz przystanąć, porozmawiać z miejscowymi, zaczerpnąć języka, dowiedzieć się coś ciekawego, nauczyć się coś przydatnego czy też po prostu poznać daną kulturę i lokalne zwyczaje.
Rower to wolność i ogromne możliwości. Rower to też wyzwanie. I dlatego jeżdzę:)