Wpisy archiwalne w kategorii

Miasto

Dystans całkowity:22371.22 km (w terenie 5.00 km; 0.02%)
Czas w ruchu:146:11
Średnia prędkość:22.80 km/h
Maksymalna prędkość:55.00 km/h
Liczba aktywności:418
Średnio na aktywność:53.52 km i 2h 00m
Więcej statystyk

Przebudzenie mojej włoskiej kochanki po zimowym śnie.

Wtorek, 8 lutego 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Dzisiaj zdecydowałem się wybudzić ze snu zimowego moją księżniczkę a właściwie włoską kochankę, jak zwykłem nazywać swoją kolarzówkę lampre na osprzęcie campy;)
Starałem się być jak najbardziej delikatny, już od kilku dni cicho jej szeptałem o nadchodzącej wiośnie i czekających nas wspólnych, pięknych momentach uniesień, podczas, których nasze spleciona ciała będę szczytować na okolicznych podjazdach. To wspaniałe, że zawsze szczytujemy dokładnie w tym samym momencie. Może to zasługa miłosnych umiejętności mojej włoszki?
Grę wstępną rozpoczęliśmy spokojnie. Kilka razy się rozpędziliśmy nadzbyt szybko we wspólnej żądzy doznań, ale tak to bywa między dawno nie widzianymi kochankami. Niestety wiatr skutecznie studził nasz zapał. Grę wstępną zakończyliśmy w placówce dominium, gdzie przyłapani na wspólnych igraszkach, musieliśmy nieco ochłonąć. Mojej szosce ze wstydu zaczerwieniły się aż opony.
Potem pojechaliśmy z powrotem do huty po drodze zatracając się w sobie bez pamięci, stawało się coraz goręcej i goręcej, moja krew buzowała niesamowicie, tętno podniosło się do granic możliwości, po plecach zaczął spływać pot i gdy już byliśmy tak blisko celu..od jego osiągnięcia powstrzymało nas czerwone światło. Sprawdziliśmy czy nie pękła guma i zaczęliśmy dalszą ostrą jazdę. Zapędziliśmy się aż nad zalew nowohucki czyli fantastyczne miejsce dla pary kochanków, pełne urokliwych zakamarków, romantycznych latarenek, dobrze zasłaniających krzaków..i przyjemnych ławeczek. Znów zbliżyliśmy się do siebie bardziej, pochyliłem się nad jej smukłą sylwetką i pochwyciłem w swoje dłonie zniżając pozycję. Jęknęła cicho i bez oporu oddała mi się cała ufając w pełni moim ruchom. Moje ciało przechodziły kolejne fale ciepła, cały czas nie mogłem oderwać wzroku od jej piękna - jak ona się pięknie prezentowała w nocnym świetle. W miłosnym uniesieniu mineliśmy kilka biegających w koło zalewu dziewczyn, wydawało mi się,ze zazdroszczą nam zgrania i wzajemnego uzupełniania się.
Po powrocie do domu przygotowałem kolację dle mej Belli. Otrzymała porcję odświeżającego WD-40 oraz regenerującego smaru. Kolacja przebiegła w romantycznej atmosferze. A potem zachowałem się jak typowa męska, szowinistyczna świnia. Nie odwróciłem si na drugi bok..ale odszedłem od niej, zostawiając ją samą, nierozumiejącą..i zasiadłem przed kompem. Ot, taki ham i prostak ze mnie.

Przejażdżka po Krakówku

Poniedziałek, 7 lutego 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Powoli kończę kompletować części do mojego nowego trekkinga - maszyny, która ma być leciutka jak piórko, szybka jak jaskółka i piękna niczym nasz polski Orzeł lecący dumnie z rozpostartymi skrzydłami:)
Co prawda, całkiem niezły sklep rowerowy mam 2.5km od siebie, ale w ramach zaczerpnięcia pierwszych oddechów wiosny jadę do po brakującą obręcz na przednie koło do centrum i odwiedzam mbike - niestety bezskutecznie bo potrzebuje 32h a mają jedynie obręczę pod V-ki 36 oczkowane. Ogólnie to mają raczej disci bo celują w bardziej profesjoalny sprzęt.
Potrzebną mi obręcz dorwałem w niedalekim od mbiku bikershopie, przy okazji nabyłem kilka innych drobiazgów a rozmowa ze sprzedawcą zakończyła się otrzymaniem karty rabatowej 11% ;) Bardzo poztywny "accent" dnia ;) Szczególnie,że mają i tak dość tanie marathonki plus - po 99zł :D

W drodze do centrum rozpędzam rower jadąc pod wiatr do 43km/h i sobie przyjemnie lecę, gdy nagle z kieszeni wypada mi czekolada niczym bumerang i upada na krawężnik - nie ma jak stylowe "przełamanie"czekolady. Z bólem serca hamuje, nawracam, podnoszę i z powrotem mozolnie próbuję rozbujać mojego singla przebijającego się przez zaporę wiatru.

W drodze powrotnej zahaczam o MAC Syfa i wciągam dwa MC Chickeny w cenie jednego ^^ Potem wpadam na Bora Komorowskiego(idealna nawierzchnia) i z wiatrem w plecy czuję jak mojej limonce wyrastają skrzydła po bokach. Delikatny podjazd przed wiślicką pokonuje niczym malutki próg zwalniający ;) Potem jest już z górki, więc sobie tnę 40km/h dołując aż do tomexu jadącą równo ze mną ciężarówkę:D

Przejażdżka krótka, ale bardzo fajna:)
Dziś zamierzam wybudzić ze snu zimowego szosówkę. Ale najpierw pojadę po nową dętkę na tył.

Limonka przyciera nosa skuterzyście:D

Niedziela, 6 lutego 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Rano jadąc do pracy zahaczam o błonia krakowskie i robię sobie wokół nich rundkę ciesząc się przyjemną dodatnią temperaturą. W trakcie dnia ciągle się chmurzy i czasem coś kapie z nieba, nie zmniejsza to jednak odczuwanej przeze mnie dziś radości z jazdy! Czuję,że organizm po chorobie zaczyna dochodzić do siebie a limonka staje się momentami coraz bardziej agresywna. Każdego dnia lepiej ją wyczuwam - dzisiaj sobie nieco na niej pozeskakiwałem z krawężników gdy nie miałem pizz w plecaku. Takie mini skoki przy 30-35km/h cieszą mnie jak dziecko:D

Moja zmiana miała się dziś skończyć o 21, gdy zbliża się ta godzina odczuwam spory niedosyt jazdy i zastanawiam się gdzie by jeszcze zawitać tego wieczoru na rowerze. Z pomocą przychodzi inny dostawca, który był dziś mniej dysponowany i stwierdza,że chętnie mi odda swoje 2h do 23:) Te słowa są dla mnie wybawieniem i pozwalają mi się jeszcze nieco wyszaleć.

W jednym z akademików napotykam skuterowego dostawcę z mojej firmy. Doświadczamy komicznej sytuacji gdy chwilę po moim pojawieniu się tam podchodzi do mnie całkiem niezła klientka - studentka myśląc,że mam dla niej pizzę. Odsyłam ją do kumpla a sam czekam na swoją klientkę. W wejściu do recepcji pojawia się jeszcze seksowniejsza studentka(patrzeć na nią to była czysta rozkosz - była w spodenkach hawajskich<lol> odsłaniających jej wysportowane nogi) i już zanoszę się z zamiarem wyśmiania kumpla, że do mnie przyszła ładniejsza, gdy okazuje się,że ona idzie do recepcjonistki a do mnie podjeżdża koleś na wózku inwalidzkim i na dodatek brakuje mu 28 groszy, które mu daruje. No cóż, życie:D

Obaj mamy wracać na placówkę, więc proponuje kumplowi wyścig. Normalnie jechałby na około ulicami(ja skracam drogę chodnikami itd), ale, że jest niedziela, godzina 23 to, żeby nie przegrać z kretensem kumpel decyduje się łamiąc prawo jechać tą samą drogą co ja co stawia mnie w niekomfortowej sytuacji. Na samym starcie udaje mi się zyskać niewielką przewagę gdyż zamiast czekać na włączenie do ruchu, cisnę chodnikiem a potem w odpowiednim momencie wskakuje na jezdnię. Pochylam się do przodu i cisnę ile wlezie:) Przed nami najdłuższa prosta na trasie(ulica Reymonta), na której lecę utrzymując prędkość 42-43km/h. Co jakiś czas się odwracam i ze zdziwiniem i śmiechem zarazem stwierdzam,że kumpel coś za bardzo się nie przybliża do mnie:D Potem ulica czysta i ja wbijam w krupniczą a skuterzysta wybiera opcję nieco korzystniejszą - ulicę studencką i wylatuje na św. Anny nieco przede mną, jestem odrobinę w tyle i go gonię. Wpadam na płytę rynku głównego i ją przecinam, wlatując w grodzką niczym kometa z nieba - ludzie się za mną oglądają a ja mam w oczach jedynie żądzę wygranej:D Pyłek jedzie Bracką i dominikańską, gdy ja przecinam tę ostatnią, widzę jego światła nieco poniżej:D Jeszcze kawałek grodzkiej i zwycięsko wpadam na placówkę głośno manifestując swoją radość:D Chwilę po mnie przybywa Pyłek, który zostaje wyśmiany przez resztę załogi ^^ Ukąśliwie stwierdzam,że chciałem mu zrobić herbatę na osłodę przegranej, ale bałem się,że mu wystygnie zanim się dotoczy na tym swoim skuterze...^^ Mogę śmiało powiedzieć,że skuter został oficjalnie wyj***** przez moją torpedo-limonkę:D Oh yeah:D Jeszcze czuję tę adrenalinkę...piękne uczucie:D Orgazm przy tym to lekkie zadowolenie...Gloria Victis!

Po pracy odwiedzam jeszcze zalew nowohucki i zaliczam honorową rundkę wokół niego. Coś w rodzaju przemarszu zwycięskich wojsk. Heh, świruję ;) Po prostu robię pętelkę podczas której podsumowuje w głowie kolejny udany dzień z życia krakowskiego dostawcy pizzy;)

W drodze powrotnej

Wypizdowo w pracy

Sobota, 5 lutego 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Po kilkudniowej przerwie znowu dosiadam rower. Przez ostatni tydzień byłem mocno chory, w międzyczasie pracowałem przez 3 dni po 12h w telewizji przygotowując scenę do programu " Tak to leciało". Miła odmiana od rozwożenia placków. Fajna atmosfera i ciekawi ludzie.
Do pracy jechałem 9km pod wiatr, na jednym odcinku lekko pod górę prędkość spada mi poniżej 20km/h. Jakbym mocno nie napierał na pedały to pewnikiem stanąłym momentalnie albo zaczął się cofać do tyłu. Pop przyjechaniu sprawdzam czy głowę mam na miejscu i czy mi jej nie urwało po drodze.
W ciągu dnia halny nie ustępuje, pod wiatr jeździ się wyjątkowo opornie, z wiatrem jak w plecy jak na skuterze. Przez większość dnia mam przytkane od halnego uszy i ciągle słyszę szum.
Wieczorem w drodze powrotnej do domu, wiatr pcha mnie z całych sił w stronę mojego domu i na dystansie 9km podnoszę całkowitą średnią o 0.9km:D Szok. Fajnie się rusza z wiatrem w plecy na światłach...jakby rower sam rwał się do jazdy.

W pracy

Niedziela, 30 stycznia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Dopadło mnie choróbsko i po kilku h w pracy zwalniam się do domu.

W pracy, czyli rozwożąc pizzę krakowskimi uliczkami

Czwartek, 27 stycznia 2011 · Komentarze(1)
Kategoria Miasto
W ciągu dnia dość duży ruch, a przez ostatnie dwie h zostaliśmy zasypani lawiną zamówień. Jeździło się przyjemnie, drogi dość suche, temp na plusie. Jakoś wyjątkowo łagodna jest tegoroczna zima..miejmy nadzieję,że jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa bo będę czuł lekki niedosyt w porównaniu do tamtegorocznych zmagań ze śniegiem, wiatrem i zimnem. Pamiętam jeden weekend gdy temp spadła do -20stopni...oby i w tym roku choć na jeden dzień przyszedł porządny mróz, żeby można było poczuć prawdziwą zimę.

Poimprezowe zdychanie w pracy

Niedziela, 23 stycznia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Brak snu, ogromna dawka alkoholu i energizerów oraz całonocno-poranne szaleństwo na parkiecie na pełnych obrotach zakończyło się przemęczeniem organizmu.
W pracy kręciło mi się we łbie jakbym był w kręcącym się helikopterze, wszystko mi się przelewało w żołądku i zbierało mnie na wymioty. Wytrwałem do 17 i kierownik mnie puścił. Ogólnie to dałem ciała:/ Nie chce mi się o tym pisać.

Rowerowa sobota zakończona pijaństwem.

Sobota, 22 stycznia 2011 · Komentarze(1)
Kategoria Miasto
Jest godzina 7.30 gdy dodaje ten wpis, nie liczcie więc na jakąs elokwencję czy dopwcip. Szczerze mówiąc to dosłowmnie padam twarzą na klawę, ale już nie cofnę się przed dokończeniem zamierzonego eksperymentu, czyli zarwaniem jednej nocy.
Powiedzmy,że to taki test sprawdzający czy nadal jestem młody na tyle, że stać mnie na takie głupie akcje:)
Wczoraj, w robocie, pod koniec zmiany, spotkałem najpierw jedną ekipą znajomych imprezowiczów a potem drugą, ustawiłem się z obiema w skutek czego w nocy odwiedziłem kilka lokali i skosztowałem multum trunków oraz poznałem nieco fajnych ludzików. Potem stwierdziłem,że nie ma sensu spać kilka godzin i lepiej z biegu przetrwać cały dzion posiłkując się kawą i energizerami. Gdy wszyscy się już zmyli około czwartej nad ranem zacząłem poszukiwania after party i trafiłem do rdzy gdzie mnie skasowano za wejście na 10zł, za piwo 10zł i 10 zł za red bulla. W sumie nie żałowałbym wydanej kasy...gdybym tylko nie był prawie jedynym klientem. Po prostu masakra. I do tego "dżampa" skończyła się o 6.30...a miała trwać do 9. I zostałem na lodzie...Wszystko pozamykane i nie ma gdzie iść. W końcu polazłem do jednego hostelu i przegadałem godzinę po angielsku z włoska recepcjonistką, która jednak pomimo bardzo życzliwego nastawienia musiała mnie prosić o opuszczenie hostelu bo ma zakaz przyjmowania ludzi itd a jej szefowstwo mogło się rano zjawić. Oczywiście okazała się zajęta...
No i ostatecznie trafiłem do cafe internetowej - przynajmniej dodam kilosy i nie będę zalegał z wpisem. A dziś..ciekawe jak pójdzie mi jazda. Mam dziwne przeczucie,że będzie z tym dość nieciekawie bo jedyne o czym marzę to sen...Dramat! Oby słońce mnie przebudziło..zaraz się przejdę nad Wisłę chyba, co prawda mam znajomych mieszkających przy rynku i mógłbym przekimać 3h...ale jak się bawić to na całego. Na starość będę wspominał głupie akcje. I stąd też ten wpis, choć nic nie wspomina o samej jeździe...to ma dla mnie wartość wspomnieniową i dlatego go tu umieszczam. Bo po to jedynie prowadzę blog - dla wspomnień w przyszłości. Amen. Jest źle. Idę...na spacer..

Zakupowy i mocno tipowy dzion w pracy

Piątek, 21 stycznia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Dziś dostałem kilka większych tipów co się rzadko zdarza, w sumie 3 tipy zapewniły mi w sumie 30złotowy zastrzyk hajsu czyli tyle ile zazwyczaj mam ze wszystich tipów z całego dziona.
Dobrze się złożyło bo mi się nieco wróciły poniesione dziś wydatki,będąc w pracy odebrałem i zapłaciłem za wylicytowaną na allegro nową przerzutkę przednią SLX, potem podskoczyłem do innego typa sfinalizować zakup kominków alu do korby i na końcu zajrzałem jeszcze do sklepu mbike i nabyłem oś z zaciskiem dartmoora do przedniej piasty. Jeszcze tylko stery, obręcze, szprychy i opony i będę miał prawie wszystko do nowego trekkinga poza duperelami jak ślizg, pancerze,linki,dętki itd. Może do końca lutego skompletuje całość i w marcu poskładam tego bajka:)
Dziś ptemperatura na plusie, wyjazdów nie za dużo, sporo pojedynczych, coś tam czasem bardzo delikatnie pruszyło śniegiem, ale nie zamarzał na szczęście.
Lód pojawił się jedynie na plantach pomiędzy placem szczepańskim a łobzowską, przy zakręcie dunajewskiego. Poza tym luz, blues.