Dzisiaj znów był bardzo słoneczny dzion w Krakówku, ale poza tym było dość wietrznie i emp wynosiła 10 stopni, więc momentami można było odczuć delikatny powiew chłodu wdzierający się pod ubranie, ale można się też było nieźle zgrzać jadąc szybko w promieniach słonecznych. W związku ze świetną pogodą do wieczora nie działo się prawie nic, po zmroku delikatnie drgnęło a po 20 zaczęło sypać nawet wyjazdami a było już mało dostawców na zmianie, więc udało mi się nawet coś wyjeździć, pomimo,że ogólnie mieliśmy dzisiaj poniżej 100 zamówień to mi przypadło w udziale 29 kursów :) Finansowo całkiem nieźle wyszedłem bo w sumie coś ok 180zł w 11h...:) Piękna sprawa :) Kilosów jak na tę robotę też dość dużo się uzbierało. Ponadto w wolnych chwilach założyłem dzisiaj w końcu tylny hamulec, linkę i pancerz :D Jutro na spokojnie, w domu(właściwie już dzisiaj) ustawię sobie tego hampla...i mając dwa spowalaniacze szosowe będę mógł już jeździć mniej zachowawczo..czyli ciut szybciej ;)
Dzisiaj było słonecznie i przyjemnie, ludki licznie wylegli z domów i łazikowali. Zamówień było więc tyle co na lekarstwo, najmniej jak dotąd w tym roku bo tylko - 81. Na szczęście z tego torcika udało mi się wykroić całkiem sporo bo aż 22 kursy, więc w sumie wyszedłem i tak na swoje;) Jeździło się szybko i przyjemnie. W drodze powrotnej do domu mam przygodę za przygodą, najpierw spada mi łańcuch, potem otwiera mi się plecak w skutek rozpięcia zamka błyskawicznego, który już się zużył a następnie zatrzymują mnie smerfy i każą dmuchać. Okazuje się,że w nocy po Aleji JP II auta blachosmrodziarze mogą poruszać się nie 50 a 60km/h(a za dni 50) i poruszam się po niej nielegalnie:] Znów miałem szczęście bo kolejny raz jechałem całkiem trzeźwy, ale chyba faktycznie nie będę już w ogóle ryzykował i jeździł po pijaku bo coś za dużo tego dmuchania ostatnio.
Rano jadę sobie na bulwarki wiślane posiedzieć na ławce z dwoma rowerowymi kumpelkami, które przy okazji poznaje ze sobą, jedną z nich jest jedyna rowerowa kurierka czynnie pracująca w Krakowie - Aga. Ucinamy sobie pogawędkę i krótką przejażdżkę pod kamienicę w której Agusiątko zamierza wynajmować pokój, następnie jedziemy obejrzeć jedną urokliwą uliczkę w pobliżu i w trakcie jazdy Aga uprzytamnia sobie,że zostawiła swoją torbę kurierską na bulwary, zostawiam laski i gnam z powrotem - Torba leży nieruszona na ławce! Dziewczyny wracają do mnie i nadal sobie bajerzymy. Potem idę do pracy, tylko na 6h. W powietrzu czuć wiosnę. Jest przyjemnie i słonecznie. Wyjazdów mało a każdy jeden traktuje jako weekendową przejażdżkę rekreacyjną. W samej pracy prowadzę wesołe, luźne rozmowy. Do domu wracam już po 6h bo chcę pomóc mamie sprzątać po jej urodzinowej party i faktycznie moje przewidywania są słuszne, sprzątania po 12 osobach i kilku-kilkunastu podanych potrawach...trochu jest;) Udany, miły i energetyzujący dzion.
Najpierw do firmy po Pit a potem na imprezę do drukarni, wypite oszczędnie dwa bronki na początku dżampy i potem powrót rowerem o 2 w nocy. W drodze powrotnej odbyłem przyjemną przejażdżkę bulwarami wiślanymi i ogólnie fajnie się jechało.
Kolejny dzion w robótce, na starych śmieciach. Do pracy jadę pod piżdzielczy wiatr, co jakiś czas sprawdzam czy moja głowa nadal jest na swoim miejscu. Pomimo jazdy pod niezły wiatr kręci mi się dobrze i rzadko schodzę poniżej 25km/h. Cieszę się z wiatru bo przynajmniej będzie się coś działo podczas jazdy, taki niewidzialny przeciwnik będzie mi towarzyszył. W ciągu dnia wiatr chyba czasem się zmienia bo ani razu nie udaje mi się jechać idealnie z nim w plecy i poczuć jego moc w postaci turbodoładowania ;) Pod koniec dnia wiatr przestaje mnie bawić, nudzi mnie ciągła walka z nim jak i niebezpieczne syt jakie stwarza dmiąc bocznie w mój żagiel(plecak z plackami) i próbując mnie przestawić na drodze w bok,np. wrzucając mnie pod tramwaj na karmelickiej ^^ Wizja zderzenia czołowego z tramwajem jest nieco nieprzyjemna, szczególnie,że pizze mogłyby się pognieść ;)
Pomimo,że wiatr szaleje na ulicy to ruch jest mizerny. Ale coś tam udaje się wyjeździć. Na przysłowiowe tampony wystarczy.
Piękne słońce skłoniło mnie do wyjścia na krótką, przedobiednią przejażdzkę. Stwierdziłem,że pojadę w moje ulubione miejsce w hucie - nad zalew, zobaczyć jak wiosna budzi do życia tamtejszą zieleń. Byłem świadkiem niskiego lotu łabędzi tuż nad taflą wody, ptaki przebierały dolnymi kończynami i odpychały się dodatkowo w ten sposób od powierzchni zbiornika, wyglądało to jakby biegły po wodzie - świetny widok:) Żałowałem,że nie zabrałem ze sobą aparatu. Podczas kręcenia kółek wokół zalewu(węższy pierścień alejek liczy ok 1300m, szerszy ok 1500m)przypomniałem sobie,że potrzebuję spinkę do łańcucha w " Łowcy Wiatru" i podjechałem przez klasztorną do Tomar-u, niestety nie mieli spinek, więc przez nowohuckie alejki pocisnąłem w stronę pl centralnego i pojechałem do mud-serwisu, którzy za dyszkę sprzedali mi spinkę pod 9-tkę. Czyli za dychę dostałem dziewiątkę ^^ Potem come back home, żeby na ciepły obiad zdążyć ;)
Pogoda piękna, pełnia wiosny, samopoczucie świetne, chęci do jazdy duże, tipy od klientów małe, ruch niewielki, ale coś tam i tak się uzbierało zarobku. Za to przyjemność z jazdy spora. Po powrocie do limonki czuje niesamowitą łatwość w manewrowaniu między ludźmi mając 40 centymetrową kierkę :D
Z Gdańska pociągiem do Białegostoku, w Białymstoku krótka przejażdżka rowerem. Mam z nim pewne problemy, nie eksploatuje go więc, na serwis mi szkoda kasy, stwierdzam,że poustawiam wszystko jak trzeba już w domu.
Rower i przygoda to moje dwa największe zamiłowania. Z tych dwóch pasji zrodziła się jedna - turystyka rowerowa. Dojedziesz wszędzie, zatrzymasz się wszędzie i nie jesteś niczym ograniczony. Doznajesz, doświadczasz i odczuwasz całą naturę, piękno widoków, szmer potoku, szum liści i łopot bocianich skrzydeł. Wszędzie możesz przystanąć, porozmawiać z miejscowymi, zaczerpnąć języka, dowiedzieć się coś ciekawego, nauczyć się coś przydatnego czy też po prostu poznać daną kulturę i lokalne zwyczaje.
Rower to wolność i ogromne możliwości. Rower to też wyzwanie. I dlatego jeżdzę:)