Dzisiaj ruch równie mizerny jak i wczoraj o czym zresztą świadczy przejechany dystans. W dwa dni zrobiłem 120km...gdy normalnie robi się 150-200km jednego dnia na lajcie:] Kiszka. Trzeba będzie to nadrobić kiedyś w wolny dzion:D 15 tysięcy km samo się nie przejedzie w tym roku;) Droga powrotna minęła bardzo przyjemnie, temp już spadła po 23 do ok 20 i można było przycisnąć mocniej. Na trasie wyminąłem 3 rowerzystów i widziałem ciekawe zjawisko: dwóch gości grających przy parku lotników obok AWFu w badmintona o 23.30 ;) W końcu wakacje:D Chwilę potem doganiam tramwaj 15...i go wyprzedzam z nieukrywaną satysfakcją:D Przed placem centralnym doganiam jeszcze tramwaj zjeżdzający do zajezdni. Pod moją klatką w szybie widzę twarz zlaną potem i twarz szczęśliwego człowieka. Marathon Racer rządzi pod względem prędkości ! Niedługo będą marathon dureme - wyprawowe gumy uniwersalne na każdą nawierzchnią z lekką ceramiczną wkładką antyprzebiciową. Dziś złożyłem zamówienie w cykloturze:)
Dzisiaj udało mi się w robocie wykręcić rekordowo dużo! Od początku mojej pracy czyli od grudnia nigdy chyba nie przekroczyłem 90km:) Co prawda kursów dzisiaj było mało, całe popołudnie nic się nie działo, ale za to trafiały mi się same dalekie wyjazdy i stąd całkowity dystans:) Rano do pracy jechałem z wiatrem w plecy momentami dochodząc do 40km/h. Dzisiaj też kolejny raz ujawniła się moja szybka jazda, gdy inny dostawca pojechał na nowowiejską, po czym za chwilę przyszło drugie zamówienie na tę samą ulicą. Zrobienie pizzy z wypieczeniem i zapakowaniem to w sumie 7 minut. Czyli jakieś 7-8 minut później wyjechałem. Gdy dojeżdzałem na tę ulicę, kumpel właśnie z niej zaczynał wracać wjeżdżając w królewską. Dojechałem do klatki, przypiąłem rower, wyszedłem do klientki, dostarczyłem pizzę, przyjąłem zapłatę, zszedłem, odpiąłem rower i...w mniej niż w połowie drogi powrotnej wyminąłem tego kumpla...i jeszcze sporo czasu czekałem na niego w pizzerii :) Wyjechałem później, wróciłem wcześniej:D I o to chodzi! :D
Musiałem podskoczyć na rynek po wypłatę, potem zajrzeć do bikestudio na starowiślnej 39 a następnie odwiedziłem Kubę Sikorskiego w zielonkach z zapytaniem o dospawanie mocowań pod hamulec tarczowy do mojego widelca w nowo składanym trekkingu wyprawowym. Na zbyciu ma legendarną 14-biegową piastę Rohloffa...za 2000zł. Może dałoby się ją wziąść na raty. I teraz mam myślenicę..wcześniej nawet nie marzyłem o tym cudzie w moim rowerze. Po powrocie z centrum miałem na liczniku 30kilosów, resztę dojeździłem sobie rekreacyjnie w promieniach słonecznych wokół zalewu nowohuckiego.
Rano dość spory ruch, który miałem stworzył mi nadzieję na to, że w końcu zrobię w pracy ponad 100km, niestety popołudniu zapanował zastój na dobre kilka godzin i dopiero wieczorem coś ruszyło. W drodze powrotnej zrównuje a następnie wyprzedzam tramwaj 15 jadąc około 32-33km/h. Następnie doganiam pusty tramwaj zjeżdzający do zajezdni, pochylam się do przodu niczym na kolażówce i rozpędzam trekkinga do 40km/h i sunę równo z tramwajem. Niestety po chwili prędkość zaczyna mi topnieć pomimo maksymalnemu naciskaniu na pedały. Trekking to nie kolarzówka:) Suma sumarum i tak wyprzedzam ten tramwaj przed samym placem centralnym i dojeżdżam do domu. Dzisiejszy czas powrotu: 18 minut(z wszystkimi postojami na światłach itd. - niektóre olałem^^) W pracy udało mi się w końcu doprowadzić tylną piastę do porządku, wczoraj ją przeczyściłem w środku i zmieniłem smar, ale po zamontowaniu koło dalej jakoś opornie chodziło, dopiero dziś w pracy ustawiłem właściwie konusy i kółeczko kręci się jak złoto :)
Wczoraj skończyłem pracę w nocy,więc rano nieco pospałem i ogólnie cały dzień mijał mi ospale. W końcu wieczorem wybrałem się pomimo ryzyka deszczu na krótką przjażdżkę na szosie do Kuby Sikorskiego w Zielonkach. W pierwszą stronę pod wiatr, starałem się utrzymywać pomimo to ponad 30km/h, niestety co chwila zatrzymywały mnie światła na andersa, bora-komorowskiego i opolskiej. Kuby nie zastałem ale uciąłem sobie miłą pogawędkę z jego pracownikiem na techniczne tematy. W drodze powrotnej leciałem sobie ponad 40km/h :) Króciutki wypad, ale przynajmniej dzień nie obył się bez rowera:D
Pogoda fajnie, dziś jeździłem sobie spokojnie, bez pośpiechu i tak mamy teraz mało wyjazdów, dystans wyszedł mi standardowy. W drodze powrotnej podchwyciłem się Tira na odcinku rondo czyżyńskie-plac centralny i przeleciałem sobie ten kawałek mknąc 50km/h:) Taki miły koniec dnia:) Niestety coś mi muli tylna piasta, nic nie skrzypi ani nie zgrzęzi więc kulki raczej są całe, ewentualnie bieżnie się wytarły - muszę jutro zajrzeć w tę piastę. Konusy raczej się luzują, same się nie dociągnęły więc pozostaje wnętrze piasty...jak coś to będę ją podmieniał w wolny dzień. Kółko sobie sam zaplotę, tylko wycentrować mi je musi jakiś serwis.
Wskoczyłem dziś na szosę, żeby podrzucić w okolice Ruczaju przesyłkę, która zostanie potem przekazana mojemu Skarbowi. Pogoda na rower w sam raz poza upierdliwym momentami wiatrem. Poleciałem bulwarami, potem Tyniecką, Skotnicką i jestem na miejscu. Z powrotem przelot Babińskiego i zahaczenie o Kryspinów, godzinna kontemplacja wody i pływających podczas degustacji słowackiego złotego bażanta, którego mi wczoraj mama przywiozła. Potem kapelanka, monte cassino i hop na bulwarki z powrotem do domu. Zauważyłem na trasie,że coraz więcej krakusów ma na błotnikach naklejki" Kraków miastem rowerów" - widać masa zaczyna przynosić efekty. Ponadto minąłem jedną sakwiarkę co obudziło we mnie wspomnienia z wypraw..i wizję tej zbliżającej się ;)
Obawiałem się, że będzie dziś upalnie a było całkiem znośnie, wręcz przyjemnie. Kursów niestety mało i kilometrów też nie za wiele. Powoli ale do przodu coś tam się nabija. Może dojdę w tym roku do 15 tysięcy. Trzaby zacząć coś jeździć po pracy..ale ileż można spędzać czasu na rowerze...;)
Dzisiaj dziewczyna się wyprowadzała z akademika żeby tymczasowo wrócić w swoje rodzime rejony. Ponieważ jej trekking stał u mnie w pokoju to, żeby go jej dostarczyć pojechałem na nim do niej. Było ciężko bo ten bajk ma 48cm(19calową) ramę a ja normalnie używam 57 centymetrowej, do tego sztycy nie można było zbytnio wysunąć...i jeszcze do tego szerokie założone kapcie XR. Ale dało radę. Powrót autobusem z jej różowym, rozpoznawalnym w całym Kraku ostrym kołem. Z uwagi na rozmiar tego bajka jak i jego specyfiki zdecydowałem się na wygodniejszy powrót autobusem ^^ Ale z przystanku do domu dzielnie dojechałem na ostrym i w sumie nawet mi się spodobało:]
Rower i przygoda to moje dwa największe zamiłowania. Z tych dwóch pasji zrodziła się jedna - turystyka rowerowa. Dojedziesz wszędzie, zatrzymasz się wszędzie i nie jesteś niczym ograniczony. Doznajesz, doświadczasz i odczuwasz całą naturę, piękno widoków, szmer potoku, szum liści i łopot bocianich skrzydeł. Wszędzie możesz przystanąć, porozmawiać z miejscowymi, zaczerpnąć języka, dowiedzieć się coś ciekawego, nauczyć się coś przydatnego czy też po prostu poznać daną kulturę i lokalne zwyczaje.
Rower to wolność i ogromne możliwości. Rower to też wyzwanie. I dlatego jeżdzę:)