Do centrum, potem na zakopiańską odebrać wylicytowany na allegro przedmiot a następnie na siłkę przez nowohucką. Oczywiście natrafiłem na zwężenie drogi i korek, ale jakoś się przecisnąłem przez rozkopy. Towarzyszył mi silny wiatr i mrzawka. Jechałem w krótkim rękawie, bo nie chciało mi się z plecaka wyciągać kurtki. Ludzie patrzyli na mnie jak na dziwne zjawisko - przecież deszcz to tylko woda?! Na siłkę dojechałem mocno styrany przez wiatr. Dzisiaj ćwiczyłem uda i mięśnie brzucha, w efekcie do domu na rowerze jechałem jak dziadek, hehe:) chociaż miałem z górki, więc pod koniec nogi się rozgrzały i hulałem znowu.
Dzisiaj zajefajny dzion, cały czas aż do 22 jeździłem w długich spodniach i samej koszulce:) cieplusieńko i przyjemniaście:D Aż chce się jeździć...poważnie się teraz zastanawiam nad pozostaniem w tej pracy jeszcze jakiś czas...mogę i zarabiać i nabijać kilosy:) W najbliższym czasie rozpoczynam też kolarskie przygotowania do bicia mojego rekordu - 400km w jeden dzion:) Kręcimy, kręcimy Panowie!
Z domu do centrum, potem come back do domu, następnie na siłkę i znowu come back. Do centrum i na siłkę, czyli na zachód pod wiatr, w drugą stronę z wiatrem w żagle.
Wstaje pełen obaw...i na kacu. Boję się,że mogę spuchnąć na trasie po poprzednim dniu jazdy, małej ilości snu i chlaniu. Moje obawy okazują się całkowicie niepotrzebne. Zasuwa mi się świetnie. W końcu jadę w dół. Rano siedzę długo w kuchni i rozmawiam, potem po pożegnaniu ruszam w trasę. Sprowadzam rower w 15 minut i startuję. Z końca obidowej do głównej lecę z prędkością 35km/h. Rower sam sunie z góry. Doceniam cienkie opony i piasty deore:) Potem podjaździk pod stację benzynową przy Rdzawce, utrzymuje 11km/h. Przez Rdzawkę przelatuje błyskawicznie lądując w Rabce, z Rabki do Mszany też jadę w miarę szybko. Za Mszaną az do Kasiny jest lekko w górę. W sumie dobrze bo sie rozgrzewam nieco. Pomimo,że na kolarskiej bluzie z windstopperem mam kurtkę z membraną to jednak na zjazdach mnie poprzewiewało nieco - niska temp robi swoje. W Kasinie, w miejscu gdzie skręca się na Dobczyce robię postój i pochłaniam cheesburgera z frytkami. ( nie ma jak sportowiec - w nocy chlanie, w dzień fast-food:P )Następnie mały robię podjaździk. Pagórki zdobywam spokojnie, bez bólu, nogi po wcześniejszym dniu wydają się być zaprawione. Po Podjeździe lecę ciągle delikatnie w dół aż do Dobczyc. Przyjemny odcinek, fajny asfalt. Za Dobczycami delikatnie pod górę aż do Pawlikowic z których na wysokości Chorągwicy jest zjazd do wieliczki. Za wieliczką, przez Czarnochowice też w dół. Potem już znane tereny Rybitw i huty...i jestem w domu! Za mną prawie 200km z sakwami po górach w ten weekend:) W domu pyszny rosół i kurczak. Ogólnie weekend bardzo udany;)
Wycieczkę rozpoczynam o godzinie 10, dość późno, bo musiałem odespać po całym tygodniu, ponadto pakowanie sakw znacznie się przeciąga. Dzień wcześniej montuje nową torbę na kierownicę topeaka - używkę z allegro. Torba sprawdza się genialnie, nie ma porównania w stosunku do używanych przeze mnie wcześniej. Z huty kieruje się mostem w stronę rybitw, natężenie ruchu jest małe. Dalej, przelatuje przez Czarnochowice wylatuje w Wieliczce. Tempo utrzymuje powyżej 25km/h. Zaraz za Wieliczką wita mnie pierwszy podjazd. Mięśnie się buntuję bo to pierwszy podjazd w sezonie i swoją niechęć do wysiłku wyrażają w bólu. Nie przejmuje się tym, zmniejszam przełożenie i cisnę dalej. Po kilku podjazdach mięśnie się rozgrzewają i pracują znacznie lepiej.W Dobczycach zaopatrzam się w biedronce w batoniki. Za Dobczycami dopada mnie wiatr czołowy, który towarzyszy mi aż do końca. Niedość,że pod górę to pod wiatr. Od Dobczyc a dokładnie od Czasława aż do Kasinki Wielkiej jadę ciągle pod górę. Jedyna zmienna to stromość nachyłu:) Trzeba przyznać,że cała trasa 964 na tym odcinku jest równiutka, w wielu miejscach nawierzchnia zostałą wymieniona. nawet pod górę sunie się dość dobrze. Gdyby tylko nie ten wiatr...wrr. Zdarza się mi kilka razy przekląć na niego. Z Kasinki do Mszany Dolnej mam zjazd. Chwila na oddech. Za Mszaną wpadam na główną 28 i lecę nią do Rabki, w Rabce odbijam w lewo i przebijam się wioskami na skróty. Jadę przez miejscowość Rdzawkę, gdzie napotykam solidny podjazd o dł 1.5km Wycieńczony po wcześniejszych podjazdach w połowie poddaje się i prowadzę rower. Wolę zostawić siły na powrót i na końcowy podjazd pod Obidową. Z Rzdzawki wylatuje znów na główną zaraz przy stacji benzynowej, na której, przypominam sobie,że miałem przerwę gdy dwa lata temu wracałem z Chorwacji. Za stacją mam szybki zjazd główną i odbijam w lewo na Obidową. Przede mną ostatnie 4km jazdy, okazuje się,że podjazd jest leciusieńki a obawiałem się karkołomnego podjazdu. Na końcu drogi w Obidowej, zaczynam wyprowadzać rower z bagażem zielonym szlakiem na stare wierchy. Wypychanie roweru twa 25minut. Padam z nóg. Wieczorem odbywają się gry organizowane przez moje koło PTTKu, śpiewogranie i oczywiście chlanie. Wygrywam konkurs w piciu jabola na czas. Skutki czuje następnego dnia:) Ogólnie świetna impreza. Poznaje sympatyczną koleżankę.
Byłem dziś z rana w saturnie i zakupiłem sobie na wyprzedaży laptopa, którego przywiozłem jadąc na rowerze:D Jedną rękę miałem na kierownicy,w drugiej trzymałem pudełko z lapem i tak jechałem drogą 10 km:D z pewnością stanowiłem nietypowy widok:) Trochę mnie pod koniec bolał kręgosłup bo żeby utrzymywać równowagę musiałem się dla przeciwwagi przechylać w drugą stronę. Na dodatek jeździe uroku dodawał silny boczny wiatr, który wykrzywiał mnie jeszcze bardziej. Laptopik już hula, właśnie z niego piszę:)
Kolejny słoneczny dzień w pracy:) Dziś udało się już jeździć w krótkim rękawie - rewelacja! Teraz to się chce pracować, aż trudno uwierzyć,że jeszcze niedawno było minus 22 stopnie...brr. Ciekawe czy za rok też uda mi się tyle wyjeździć w zimie. A tak w ogóle to wczoraj przyuważyłem,że jestem 13 w Top 20 i spróbuje w przeciągu kwietnia wejść do TOP 10, ale będzie ciężko, bo ostrzy zawodnicy trzaskają coraz więcej kilosów podnosząc poprzeczkę. Ale i ja zawalczę:)
Ciekawa przygoda rano, mianowicie podczas jazdy do pracy, po nabiciu opon do 4atm pękła mi obręcz w MTB:) Dlatego odpuściłem pracę(rozwożenie pizzy rowerem) a po południu odbyłem krótką przejażdżkę na kolarzówce, mojej żonie, najlepszej ze wszystkich dam:) Nic nie może się liczyć z jazdą na mej dziewczynce:) To cacko po prostu samo sunie. Bez mojej pomocy:) Ja wyznaczam tylko kierunek:D
Rower i przygoda to moje dwa największe zamiłowania. Z tych dwóch pasji zrodziła się jedna - turystyka rowerowa. Dojedziesz wszędzie, zatrzymasz się wszędzie i nie jesteś niczym ograniczony. Doznajesz, doświadczasz i odczuwasz całą naturę, piękno widoków, szmer potoku, szum liści i łopot bocianich skrzydeł. Wszędzie możesz przystanąć, porozmawiać z miejscowymi, zaczerpnąć języka, dowiedzieć się coś ciekawego, nauczyć się coś przydatnego czy też po prostu poznać daną kulturę i lokalne zwyczaje.
Rower to wolność i ogromne możliwości. Rower to też wyzwanie. I dlatego jeżdzę:)