Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2010

Dystans całkowity:1443.53 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:60.15 km
Więcej statystyk

Końcoworoczne dobijanie kilosów w pracy

Piątek, 31 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Ruch z początku duży gdy przychodzę do pracy, potem zanikł prawie w ogóle by pojawić się ponownie w porze obiadowej ze zdwojoną siłą. Już do końca, czyli do 19 rozwozimy placki na okrągło. Potem zostawiam rower w pracy,przebieram się,wypijam szampana ze współpracownikami i idę do pubu na rynku. Potem jest rynek,McDonald,nocny do huty,monopol,domówka,odprowadzenie lasek na przystanek,znowu monopol,klatka schodowa..i 8-ej rano wreszcie łóżko. W niedzielę będę w pracy to odbiorę rower.
W tym roku brakło nieco km do 15 tysięcy, ale i tak jestem zadowolony z osiągniętego wyniku:)
Plany na przyszły rok to ok. 12 tys.km bo będę pracował od wiosny do pewnie końca października w innej pracy niż dominium. Na razie do końca marca trzeba machnąć 4000-4500km.
Szczęśliwego Nowego Roku Bikerom i ich Rowerom. Mocnych szprych i lekko chodzących piast.

Przedsylwestrowa jazda upadkowo-poślizgowa ^^

Czwartek, 30 grudnia 2010 · Komentarze(1)
Kategoria Miasto
Dzisiejszy dzień obfitował w upadkowo-rowerowo-urazowe doświadczenia.
Najpierw rano jakaś babka na rowerze wyjechała mi nagle z boku zmuszając mnie do ostrego hamowania, bo sama oczywiście nie była na tyle przytomna, żeby zareagować. Przednie koło momentalnie zblokowałem, ale mokra płyta rynku głównego była na tyle śliska, że rower zamiast stanąć dęba, posunął się do przodu, by następnie przechylić się w bok i położyć na ziemi, umożliwiając mi przeskoczenie go i zrobienie kilku kroków w biegu do przodu by wytracić pęd. W sumie nie wiedziałem,że jestem zdolny do takich akrobacji jak wyskakiwanie z jadącego roweru, ale okazało się,że mam świetny instynkt samozachowawczy.
Drugim wesołym zdarzeniem było pośliźnięcie się na klatce schodowej na mokrych schodach i gwałtowne, niekontrolowane przysiadnięcie dupą na nich. Echo po klatce poszło niczym po uderzeniu w bęben. Potem rozległ się jedynie mój jęk bólu. W miarę szybko się podniosłem i zacząłem schodzić w dół...bo stwierdziłem,że ból będzie mniejszy jak będę się ruszał zamiast zdychać. Nawet zadziałało..mam nadzieję,że jutro rano kość ogonowa nie będzie nawalać bo dziś w sumie niewiele ją czuje.
Kolejną przygodę i to bardzo nieprzyjemną miałem znowu na rynku, tym razem jej sprawcą był jakiś zmatolony pacan. Leciałem sobie prosto, przez prawie pustą drogę przed kościołem mariackim, więc ciąłem około 30km/h, przede mną szedł jedynie w poprzek jakiś koleś. Ów idiota gdy mnie spostrzegł, znieruchomiał i zastygł w bezruchu, stając mi dokładnie na drodze i blokując przejazd. Ludzie niestety często zachowują się w ten irracjonalny sposób gdy widzą jadącego rowerzysty:/ Gdyby szli dalej w swoją stronę ja miałbym całą masę miejsca, żeby przejechać a tak stoją i tarasują mi drogę stając się żywą tarczą. Przy tej prędkości wykonanie skrętu na mokrej kostce brukowej równa się z prze szorowaniem twarzą po niej a takiego make'up-u wolałem sobie oszczędzić na sylwka, zacisnąłem więc klamki hamulca i zwolniłem na tyle aby spokojnie wykonać manewr wymijania tego stojącego pachołka-matołka. Gdy przejeżdżałem obok niego jadąc ok. 10km/h kolo rzucał jakimś mięsem, ale stwierdziłem,że nie będę się wdawał w kłótnię z jakimś imbecylem i olałem temat, gdy ten nagle gdy już go prawie ominąłem uderzył mój plecak z pizzami w środku. W tym momencie miarka się przebrała, zawróciłem gwałtownie i podbiłem do gościa, z mordy wyglądał na 35-40 lat i od razu było widać,że to typowy burak, taki ham z budowy albo z pola. Zacząłem się bluzgać z tym jełopem i podniósł mi ciśnienie do tego stopnia,żę już miałem zejść z roweru i nie licząc się z tym,że byłem w pracy i z firmowym plecakiem, po prostu podejść do niego i mu dobrze przyładować w ten pyskaty, bucowaty ryj. Na szczęście całą sytuację widział przejeżdżający obok na ostrym kole chłopak w płaszczu(ukłon w jego stronę) i zawrócił i też naskoczył na tego typa, przez co się nieco uspokoiłem i odpuściłem. Po szybkiej i ostrej wymianie argumentów odjeżdżam w swoim kierunku rzucając beszty na typa na odchodne. Niedość, że typ zablokował mi drogę stając jak zahipnotyzowany osioł to jeszcze pieprznął mi plecak w podziękowaniu,że go wyminąłem zamiast stratować skoro zastawił mi bezmyślnie przejazd. Imbecyl, debil i mongoł.
Wieczorem, gdy ciąłem sławkowską, miałem okazję drugi raz tego dnia przetestować nabytą rano umiejetność wyskakiwania z jadącego roweru, tym razem za sprawą taryfy, która wyjechała ze świętego Tomasza, z mojej lewej strony. Syt. podobna jak wcześniej, rozpędzony rower pomimo zblokowanego przedniego koła sunie do przodu, po czym obniża się upadając, ja go przeskakuje niczym płotek na zawodach i podbiegam kawałek do przodu. Upadajacy rower robi nieco hałasu. Taryfa staje w miejscu, w sumie na tyle skutecznie,że mogłem spokojnie przejechać..ale to były ułamki sekundy kiedy się to rozegrało.
Jacyś studenci idący obok zatroskani podbiegają i pytają czy nic mi nie jest, w odpowiedzi rzucam zawadiacko " E spoko, to standardowa akcja" czym wywołuje u nich wybuch śmiechu. Zaczynam żałować,że nie mam nagranego żadnego z tych moich popisowych skoków - ciekaw jestem jak to wygląda w zwolnieniu i jak ja właściwie przelatuje przez ten rower..to jakaś instyktowna reakcja organizmu.
Z rzeczy mniej wypadkowych a bardziej finansowych to wyłapałem dzisiaj nieco sporych tipów, klienci byli jacyś hojni - czyżby sylwestrowy nastrój już im się udzielił?:) Dostałem 4 ładne tipy, raz 12, raz 10, raz 9 i raz 8 zeta, czyli właściwie 4 dyszki od tylko 4 klientów:D Zazwyczaj do kieszeni wpadają tipy po 2-3 zeta, taki napiwek bliższy 10-cium zlotych zdarza się przeważnie raz na dzień..Standardowych tipów też nie brakowało, wiec na koniec dnia uzbierała się całkiem przyjemna sumka, którą na pewno spożytkuje zaopatrując się na jutrzejszego sylwka. Spędzę go w pubie z open barem,wiec alku ani szamy nie zabraknie, ale rozgrzewkowo można coś wcześniej chlapnąć.
Dzisiejszy dzień, poza incydentem z tym baranem, był bardzo pozytywny i przyjemny, pomimo,że czułem się marnie to dopisywał mi humor, klienci byli w imprezowych nastrojach, można było z nimi pożartować i pogadać, trafiłem też na kilku " ziomów" z którymi była niezła beka. Dostałem też noworocznego buziaka od jednej klientki i masę życzeń szczęśliwego nowego roku. Jedna babka mi życzyła lepszej pracy, żebym nie musiał rozwozić pizzy na takim mrozie, hehe :D
Było fajnie a teraz trza brać prysznic, opróżnić lodówkę, napisać kilka głupich zdań na fejsbooku i iść chrapać, żeby mieć jutro siłę na 6h jazdy z plackami i wieczorno-całonocno-poranną libację :D
Szczęśliwego, nowego roku Bikerzy ;) Niech Wam się kółka kręcą prosto i szybko.

W pracy

Wtorek, 28 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Z rana nieco pruszyło białym dziadostwem lecącym z nieba, nie miałem okularów, ale nie sypało na szczęście bardzo. Niby nie nawaliło tego dużo a jednak cały rower się obklejał śniegiem niczym lepką watą cukrową przeistaczając się w białą poczwarę. Tylnej przerzutki w ogóle nie było widać, podobnie było z całym napędem, nawet łańcuch który się ciągle kręcił i tak był bielutki. Może dlatego,że puch był świeży i nie ubity a może w połączeniu z solą i błotem powstaje taka papka..
Foty bajka:
http://www.facebook.com/#!/photo.php?fbid=492058755908&set=a.482849845908.263526.648130908

Poświąteczny marazm w robocie.

Poniedziałek, 27 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Dziś ruch nadal marny, ludziska po świętach spłukani są chyba bo zamówień było dość mało, może więcej niż wczoraj, ale i dostawców było dziś więcej a ja miałem dziś wybitnie przez cały dzień jakiegoś pecha i trafiałem same krótkie kursy, więc ani nie nakręciłem kilosów ani nie natrzepałem kapuchy. Śniegu mało, drogi dość suche, ale bywają i zdradliwe, gdyż jednak ujemna temperatura zmroziła gdzie niegdzie resztki wody tworząc cienką, niezauważalną czasem taflę lodowiska. Przednie koło dwa razy dziś mi troszkę uciekło w takich miejscach, ale były to krótkie, szybko skontrowane poślizgi.
W drodze powrotnej pomimo, że nie ubieram dodatkowych, wziętych tych razem rękawiczek jest mi cieplutko w dłonie, czego nie mogę za chiny ludowe zrozumieć. Temperatura w trakcie powrotu wynosiła - 9 stopni i wiał delikatny wiaterek, czyli w sumie jak wczoraj...a palce nawet nie poczuły odrobiny zimna.
Może to kwestia tego,że dziś w pracy dużo zjadłem...i organizm miał mocniejsze grzanie. Sam nie wiem. Dziwne to.
W pracy, korzystając z nadmiaru czasu do wykorzystania, przycinam swoją kierę z dwóch stron po 2cm skracając ją w sumie o 4 cm. Początkowo miała chyba 560mm albo 580mm - muszę zmierzyć. W każdym razie teraz jest w sam raz, lepiej się mieści w drzwiach klatek do kamienic i łatwiej się nią manewruje między ludźmi. Jeździ mi się poza tym wygodniej bo przyzwyczaiłem się w limonce do węższego rozstawu rąk i musiałem nieco zniwelować tę rożnicę, bo czułem spory dyskomfort przesiadając się z jednego bajka na drugi. W limonce mam bycze rogi o szerokości 400mm....;] ale tam ręce trzymam na rogach i nieco inaczej sie manewruje:)

Świąteczna jazda z pizzą :)

Niedziela, 26 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
W drodze do pracy piździ mi zimnym wiatrem w gębuchnę, na nic się zdaje chowanie łba pod kapturem i bandamką, wietrzysko zmraża mi twarz i z zastygniętą w jednej minie twarzy dojeżdżam do pracy, po drodze żałując, że nie przesmarowałem japy kremem. Po dwóch dniach grzania zadka w domu i grzania się od środka różnymi trunkami, jazda przy minus 5 stopni stanowi dla mnie początkowo umiarkowaną przyjemność.
W pracy ruch niewielki, mało jest takich osób, którym już w drugi dzień pokończyły się karpie, pierogi, barszcze i ciasta. O dziwo, zdarzają się jednak i tacy. A może to jacyś maniacy fast-foodów, którzy na dłuższą metę nie mogą się obejść bez kupnego gotowego jedzenia..kto ich tam wie. W każdym razie ruch był większy niż się spodziewałem a i pracy na placówce było sporo po świątecznej przerwie na leniuchowanie. Śnigu tyle co kot napłakał, lodu jeszcze mniej, pewnie by nawet do drinka nie wystarczyło. Ulice suche, jeździło się dobrze.
W drodze powrotnej odmarzają mi palce już na początku pedałowania, robię postój, ale okazuje się,że w plecaku nie mam dodatkowych rękawiczek, zazwyczaj ubieranych na dojazdy i powroty z pracy(na dłuższe odcinki) i muszę się pogodzić z brakiem czucia w palcach. Im bliżej home tym większy ból w palcach, zaczynam trzymać kierę naprzemiennie jedną dłonią a drugą wpycham pod pachę pierwszej ręki żeby ją odrobinę ogrzać. Daje to niewielki efekt, więc zaciskam zęby, łapię kierę oburącz i dociskam pedał do asfaltu mając nadzieję,że jak rozgrzeje cały organizm to i krązenie w palcach się pobudzi.
Do domu wracam z rozpalonym i spoconym czołem....i zamarzniętymi skostniałymi palcami. Z trudnem wyciągam klucze i otwieram drzwi do klatki. Po wejściu do mieszkania czuje jakby mi ktoś piłował palce tępym brzeszczotem, wsadzam je pod gorącą parującą wodę...i po chwili przychodzi ulga. Palce odratowane! Obyło się bez amputacji ;)
Jak na taki dzień to nawet sporo kilosów się uzbierało, obawiałem się,że będzie mizerniej. Dystans zadowalający.

Ciepło, przyjemnie i świątecznie

Czwartek, 23 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Dzisiaj jeździło mi się rewelacyjnie, rowerek sam rwał do przodu, pewnie za sprawą jednego dnia wolnego, dodatniej temperatury, w miarę suchych ulic i przedświątecznej atmosfery, która objawiała się we wzajemnym życzeniu sobie wesołych świąt z klientami. Rano był średni ruch, ale, że jeździło nas 6 ( dostawców) to uszczknąłem nawet sporo wyjazdów, wieczorem było gorzej, ale i tak wyłapałem nieco dłuższych wyjazdów, co mnie niezmiernie cieszyło, bo chciało mi się dzisiaj bardzo jeździć. Znowu jeździłem dla przyjemności, a praca zamiast pracą, znów stała się moim hobbym, tak jak na początku nim ogarnęło mnie w niej znużenie. Brakuje mi rowerowych wypadów czysto rekreacyjnych, niestety narazie nie mogę sobie na nie pozwolić. Może jakoś na wiosnę. Na razie szarżuje w pracy po śniegu:)
Wesołych Świąt Bikerzy! :) Wielu przemierzonych kilometrów na nieznanych nowo odkrywanych szlakach, wielu pozytywnych przygód i co najważniejsze - multum radości z jazdy i z dzielenia się swoją pasją z innymi. Zawodnikom życzę wygranych i poprawy swoich osiągów, amatorom by każdy kolejny wypad przynosił jeszcze więcej satysfakcji i przyjemności. I pamiętajcie...najlepszym rowerzystą jest ten, który ma najwięcej radości z jazdy. A wygrywają nie najszybsi...ale najlepsi ;) Pozdrawiam świątecznie, MikeBiker z Krakowa:) (Michał Rojewski na FC)

Przedświąteczne sprawunki w hucie

Środa, 22 grudnia 2010 · Komentarze(3)
Kategoria Miasto
Dzisiaj obskoczyłem na rowerze kilka miejsc w hucie, m.in. pocztę, sklep budowlany, kaletnika i babcię.
Temperatura dodatnia, drogi suche, jeździło się fajnie. Jak gdzieś wypatrzyłem większe hałdy śniegu to się w nie umyślnie pakowałem, żeby potestować przyczepność opon i sprawdzić zachowanie roweru. Kilka razy wszedłem trochę ostrzej w zakręt, przednia kolcowana oponka jedynie raz wpadła w boczny, chwilowy poślizg, na sypkiej warstwie śniegu. Ogólnie sprawdza się świetnie.

Kolejny dzień zimowej jazdy

Wtorek, 21 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Rano niewielki, wręcz słaby ruch, ludzie przed świętami nie mają kasy na zbędne wydatki, poza tym studenciaki już powyjeżdżały do domów rodzinnych. Jeden z dostawców się dziś nie pojawia dzięki czemu jest więcej wyjazdów dla tych, którzy przyszli:) Pod wieczór ruch się nieco ożywia. Jeden z dostawców tuż przed wyjazdem stwierdza, że mu tylne koło lata na boki, momentalnie w moich rękach pojawiają się dwie 15-tki i z zamiarem dokręcenia konusów nachylam się nad piastą. Chwytam ośkę z dwóch stron...i okazuje się, że mogę niezależnie poruszać z jednej i drugiej strony. I wszystko jasne. Ośka jest pęknięta. Wyciągam dwie połówki ośki z piasty, instruuje kolegę z pracy co ma kupić i jak zamontować i szykuje się do wyjazdu. Nagle ów kolega wybucha śmiechem, odwracam się i widzę kolejnego dostawcę, który powróciwszy z wyjazdu trzyma w dłoni lewą korbę ^^ Okazuje się,że temu z kolei pękła śruba trzymającą korbę. Przez chwilę zastanawiam się nad otwarciem serwisu wewnątrz firmowego;) po czym lecę na swoje wyjazdy:D Dzień kończę 3 dalekimi kursami, jednym poza rejon za dopłatą:D I w ten sposób z nijakiego dnia zrobił się dzień całkiem bogaty w zarobek i kilometry :) W sumie, w 11h zarobiłem 190 złociszy robiąc to co lubię, czyli bujając się na rowerze:D
Pozdrawiam wszystkich zimowych bikerów!
PS Zakupiłem dziś oldschoolowe symetryczne hample weinmanna do limonki - zamontuje je w święta i znów będę pomykał na moim miejskim singielku:D

Srebny Mocarz w natarciu!

Niedziela, 19 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Limonka czeka na nowy hamulec, zamontowany wcześniej się nie sprawdził i podczas próby regulacji zaprzestał dalszej współpracy. Dlatego chwilowo wspólnie ze Srebnym Mocarzem dostarczamy pizzę w Krakowie.
Dziś duży ruch. Sporo wyjazdów. Warunki dobre. Kolcowana przednia opona sprawdza się idealnie.