Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2010

Dystans całkowity:1385.26 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:60.23 km
Więcej statystyk

Załatwiając sprawy w hucie

Poniedziałek, 29 listopada 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Po przebudzeniu zobaczyłem za oknem, że świat stał się biały. Musiałem dziś skoczyć do kaletnika oraz po butki zimowe na rower i stwierdziłem, że to dobra okazja, aby odbyć tegoroczną zimową jazdę inauguracyjną:D Warunki na chzest bojowy były doskonałe, wszędzie biało i ślisko.
W trakcie wycieczki po hucie przekonałem się kilka razy o tanecznych zdolnościach mojego roweru oraz o tym, że mój rower na śniegu może służyć jako rower stacjonarny i pomimo kręcącego się tylnego koła może wcale nie mieć ochoty ruszyć się do przodu.
Temp. była jeszcze dziś znośna - coś koło zera, jutro zacznie się zimowa zabawa na dobre...przy minus 12 :]

W pracy, czyli rozwożąc pizzę krakowskimi uliczkami

Niedziela, 28 listopada 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Ruch taki sobie. W drodze powrotnej jadę pod wiatr i śnieg sypie mi w oczy. Nie chce mi się stawać i wyciągać okularów z plecaka, więc jadę z pochyloną głową prawie nie widząc drogi, ale znam ją na pamięć. W drodze zaczyna mi się odkręcać lewa korba, jadę wolno, bo wiatr mocno mnie osłabia i modlę się abym dojechał zanim korba odpadnie, udaje się to na styk!

W pracy, czyli rozwożąc pizzę krakowskimi uliczkami

Sobota, 27 listopada 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Dzisiaj ruch wreszcie taki na jaki czekaliśmy. Byłem prawie pewien, że uda mi się dziś wyjeździć 100km...aż tu nagle złapałem kapcia. Zakleiłem dziurę, wsadziłem dętkę do opony...i powietrze znowu zeszło, jak byłem w trasie. Musiałem przez 1km prowadzić rower do miasteczka studenckiego. Akurat mieszka tam kumpela i pożyczyłem od niej łatkę...i ponownie skleiłem dętkę, okazało się,że przetarła mi się dodatkowo, już kiedyś założona samoprzylepna silikonowa łatka. Więcej takiej nie kupię. Zakleiłem ją kolejną łatką, napomponowałem...wróciłem na placówkę i znowu pusto w oponie. Oczywiście za każdym razem oglądałem oponę od środka. Wyjąłem ponownie dętkę, nabiłem pompkę i tym razem wsadziłem pod wodą. Okazało się,że dwie naklejone wcześniej łatki nie trzymają...skleiłem je za radą kumpla z pracy super glue..i to nie był trafiony pomysł, bo ten glut okazał się zbyt sztywny, żeby przytrzymać łatkę na elastycznej dętce. Podkleiłem łatki specjalnym klejem..poczekałem z 15 minut, powietrze nie zeszło. Wsadziłem ją pod oponę, nabiłem ponownie...i znowu klops. K**** M**! Okazało się,że opona przytarła się z boku...na miejscu z tyku z obręczą w mało widocznym miejscu. W momencie nabicia dętki będącej pod oponą dętka przetarła się o obręcz przechodząc przed bok opony.
Telefon do znajomego i 15 min. odbieram od niego jakąś starą oponę do MTB oraz nową dętkę continentala, za którą zwracam mu hajs. Montuje całość, pompuje tą małą śmieszną pompką na którą już tego dnia nie mogę patrzeć, podbijam na najbliższą stację, wtłaczam kompresorem 4 bary i zasuwam z powrotem na placówkę...
W plecy jakieś 3-4h:/ I jak tu się nie wkurwić..
W pn idę do rowerowego po jakieś marathonki, może cross, może nawet plus..bo mam już dość tego łatania tych cholernych dętek. Odkąd w trekkingi mam marathon dureme...nie złapałem ani jednego kapcia, choć po różnym terenie jeździłem z sakwami.
Temperaura rano bliska zeru, gdzie nie gdzie były ślizgawice, potem nieco się podniosła, ale nadal dość ślisko od topniejącego śniegu. Tylne koło kilka razy mi zatańczyło, ale bardzo delikatnie. Zaczyna się walka ze śniegiem, mrozem i wiatrem :) Czyli to co hardkory lubią najbardziej:D

Do pracy i w pracy

Czwartek, 25 listopada 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Dziś tylko 7h w pracy, na początku było mi nieco zimno, potem się przyzwyczaiłem i było w sam raz. W sumie całkiem przyjemnie się potem jeździło, ruch nie najgorszy, coś powoli zaczyna ruszać dzięki niskiej temp.
W drodze powrotnej jadę wraz ze stamperem i jego towarzyszką życiową do plazy, gdzie się rozdzielamy - oni idą na łowy za strawą na kolację a ja udaje się zapolować na zimowe buty, mam nadzieję,ze poszło im lepiej niż mnie, bo do domu wracam z pustymi rękami.
Po powrocie licznik wskazuje równiutkie 65.00 bez jednego metra więcej czy mniej:) Chyba jeszcze nigdy nie miałem takiego równego dystansu:]

W pracy, czyli rozwożąc pizzę krakowskimi uliczkami

Wtorek, 23 listopada 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Nie udało się dobić do 90 km..no cóż. Już mi się po powrocie do domu nie chciało specjalnie kręcić jakiegoś dodatkowego kółka:] Zrobi się jeszcze ciut zimniej i może ruch będzie na tyle duży, że będę robił powyżej 100 km:)
W drodze powrotnej doganiam tramwaj widmo bez numeru, z jednym pasażerem..który okazuje się dość nieustępliwy i ścigam się z nim aż do samego placu centralnego:] Twardziel:]

Temperaturka dziś wynosiła ok 6 stopni, po każdym wyjściu z placówki było mi lekko zimnawo, ale po 500m jazdy robiło się ciepło. Myślę,że taki ubiór był ok, jakbym był cieplej ubrany to przy szybszej jeździe mógłbym się zgrzać. Delikatne odczucie chłodu przed rozgrzaniem się w czasie jazdy jest wskazane:) Ponoć pod koniec tyg. ma spać śnieg...:D Oj, będzie szaleństwo na białym puchu:D Mój singiel przejdzie chrzest bojowy w warunkach do których został stworzony:D

W pracy, czyli rozwożąc pizzę krakowskimi uliczkami

Niedziela, 21 listopada 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Ruch średni, raczej spokojnie i niewiele się dzieje pomimo dość niskiej temperatury. Pomimo niedużej ilości kursów w udziale przypadają mi głównie dłuższe przejażdżki dzięki czemu nabijam nieco kilosów.
Po pracy idę kawałek z pizzerem bo zmierzamy w tym samym kierunku, w trakcie rozmowy okazuje się,że idzie na imprezę z pracownikami z innej placówki, w której pracował wcześniej, podpinam się pod niego i idę pić na miasto. Przypinam rower przed wejściem,w oficynie, zdejmuje tylko licznik, bo lampek nie ściągam w pracy od ponad pół roku a zostawiam rower około 20 razy dziennie pod klatką klienta. Tym razem przejechałem się na ludzkiej uczciwości i jakiś buc zapieprza mi przednią lampkę...która i tak trzyma się na taśmie bezbarwnej i nie prezentuje specjalnej wartości..szczególnie bez mocowania:/ Ale i tak ktoś nie mógł przepuścić takiej okazji, żeby wzbogacić się moim kosztem. Pal licho lampkę, mam jeszcze dwie...ale w środku były 3 akumulatorki i tych mi szkoda..:(

Do domu wracam autobusem pozbawiając się możliwości nabicia dodatkowych 9 km..ale 4 piwa w krwiobiegu po 13h pracy są dość mocno odczuwalne.

W robocie, czyli rozwożąc pizzę krakowskimi uliczkami

Czwartek, 18 listopada 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Zmianę zaczynam późno bo o 14. W drodze do pracy delikatnie mrzy, gdy do niej dojeżdżam jestem nieco wilgotny, ale bez dramatu. Pół godziny później wyjeżdżam na pierwszy wyjazdu i spada na mnie wodospad deszczu, wyglądam jakbym wpadł z rowerem do jeziora. Wracam na bazę, otwieram moją magiczną szafkę, wyciągam suche rajtuzopodobne spodnie kolarskie przylegające do nóg, na to wrzucam spodnie przeciwdeszczowe oraz ubieram kurtkę przeciwdeszczową:D I mógłbym się śmiać z deszczu...gdyby tylko nie jedno niedopracowanie - impregnowane buty z nubuku, które wpuściły wodę do środka niczym gospodarz oczekiwanych gości na mieszkanie. Podczas jazdy mam wrażenie jakby moje stopy były rybami w akwarium.
Najbliższy zakup: Porządne, nieprzemakalne(oby w praktyce) buty zimowe. Takie,żeby od razu na wypady górskie się nadawały.
Woda leje się z nieba przez kilka h, ale pomimo tego ruch jest nieznaczny - dość dziwne zjawisko..normalnie jak się tylko pojawi kilka kropel lecących z nieba to wszyscy bunkrują się w domach i wzywają pogotowie kulinarne czyli nas. A tu lipa.
O 22 kończę jazdę z niewielkim przebiegiem, ale za to sporym przemoczeniem;) A ponoć duzi cłopcy się nie moczą..