NH-Zielonki-Skała-Ojców-Zielonki-NH
Sobota, 23 kwietnia 2011
· Komentarze(0)
Kategoria Pozamiastowe jedniodniowe
Dziś była piękna, słoneczna pogoda, od samego rana chciałem się gdzieś przejechać, ale ciągle zatrzymywały mnie przedświąteczne obowiązki, w końcu skapitulowałem i zdecydowałem się wyjechać dopiero po obiedzie, czyli po 15. Po drodze zahaczam o dom kumpla i wypuszczam jego psiaki do ogrodu coby pohasały nieco. Od niego kieruje się na zielonki. Najpierw postanawiam pokręcić nieco kilosów dla samego kręcenia, czyli podjechać do Skały. Prawie cała droga od Zielonek do Skały wiedzie lekko pod górkę. Mijam wielu rowerzystów, z większością pozdrawiamy się. Pojawia się tez sporo motocyklistów. Poza tym ruch raczej mały. Mozolnie wdrapuje się na podjeździe pod górę mając wiatr w oczy, w przeciwnym kierunku hulają rozpędzeni cykliści. Wyprzedza mnie jakiś kolarz na szosówce, ale ponieważ idą święta to mu wybaczam to nietaktowne zachowanie;) Nie rzucam się za nim w pościg bo nie chcę tracić sielankowo-wakacyjnego tonu tej wycieczki:) Widzę więc jak jego sylwetka stopniowa się oddala...a ja sobie spokojnie sunę dalej. W końcu zdobywam Skałę, licznik wskazuje niespełna 30km, odbijam w lewo na Grodzisko i po chwili wjeżdżam do Ojcowa. Ale tu pięknie. Śliczne widoki uderzają mnie na dzień dobry. To skałki, to kwiaty, to rzeczka. Wiosna po prostu. I rozkwitająca roślinność Parku Narodowego :) Co chwila przystaje i cykam fotki. Zaglądam wszędzie gdzie się da, oglądam Kościół "Na Wodzie" zbudowany na betonowych palach ponad rzeczką na przekór carowi Mikołajowi II-emu, który swojego czasu zabronił budowy obiektów sakralnych na ziemi ojcowskiej. Na ziemi owszem, ale na wodzie nie:) Potem podjeżdżam jeszcze pod zamek oraz do źródełka po wodę i wybieram się na spacer kamienistym szlakiem w las. Prowadzę rower(ściągam licznik:P ) bo droga jest stroma i kamienista, na slickach bym nie wyjechał na pewno. Zapuszczam się w gęstwinę i wyszukuje fajne kadry, znajduje fajne hubby,ciekawie powalone drzewa itd. Potem tak wolno jak tylko się da zjeżdżam na rowerze z powrotem mijając kilku rowerzystow prowadzących rowery MTB w górę. Ich zdziwienie łechce moją próżność :D Dojeżdżam do głównej asfaltówki biegnącej przez PN, sprawdzam czy koła nie są scentrowane(przednie z zaplotem na słoneczko poległo - ale kilka przekręceń nyplami załatwia sprawę), zakładam licznik i wciskam pedał do jezdni bo robi się późno. O 18.30 jestem z powrotem u kumpla, gotuje papu dla czworonogów, mieszam im je z puchami mięsiwa(byczki ważą ok 60 i 80 kg wiec lubią zjeść:D),przeganiam po ogrodzie za piłką, głaszcze po łepetynach i zaganiam do przedsionka na noc, żeby im zadki nie zmarzły. Wracam do domu 8km pod lekki wiatr. Niebo się chmurzy i zaczyna kropić. Nade mną kłębią się czarne chmury. Ale w duszy świeci słońce.W domu jestem o 20.30. Suchy. I happy.