Do roboty w dolinki podkrakowskie i z powrotem.
Poniedziałek, 11 kwietnia 2011
· Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Piździelczy wiatr w ryło w pierwszą stronę. Omal mi łba nie urwało. Ale za to wiatr skradł mi gąbkę z podłokietnika od lemondki - widocznie klej ze starości zwietrzał..i gąbkę wywiało hen! Pomimo to próbuje oprzeć na niej łokcie, ale pizga tak,że zbytnio mną chwieje - nie czuje się jeszcze zbyt pewnie jadąc w wąskim chwycie, rezygnuje zatem z tego sposobu, zaciskam zęby(coby much nie połykać) i pedałuje dziarsko a wiatr usilnie próbuje mnie oskalpować z włosów.
Wszystkie podjazdy w dolinkach robię na największym blacie z przodu(48z) bo średnia tarczka szwankuje(haczy mi na niej łańcuch i ząbki z zadziorem ją ciągną) a na najmnniejszą mi się nie chce zrzucać, więc piłuje podjazdy na stojaka niczym na finiszu;)
Przednie kółko z zaplotem na słoneczko na rozciągliwych sapim laser uspokoiło się i jest stabilne, na razie nie straszne mu małe wertepy i uliczne dziurzyska.
W drodze powrotnej wiatr słabnie i nie mogę sobie odbić szybką jazdą za frajer za poranne zmaganie się z wiatrem. I gdzie tu sprawiedliwość. Na pocieszenie wyprzedzam trzy autobusy, w tym pośpieszne 502 i to poprawia mi humor;)
Wszystkie podjazdy w dolinkach robię na największym blacie z przodu(48z) bo średnia tarczka szwankuje(haczy mi na niej łańcuch i ząbki z zadziorem ją ciągną) a na najmnniejszą mi się nie chce zrzucać, więc piłuje podjazdy na stojaka niczym na finiszu;)
Przednie kółko z zaplotem na słoneczko na rozciągliwych sapim laser uspokoiło się i jest stabilne, na razie nie straszne mu małe wertepy i uliczne dziurzyska.
W drodze powrotnej wiatr słabnie i nie mogę sobie odbić szybką jazdą za frajer za poranne zmaganie się z wiatrem. I gdzie tu sprawiedliwość. Na pocieszenie wyprzedzam trzy autobusy, w tym pośpieszne 502 i to poprawia mi humor;)