Absurd goni absurd, czyli nie ma się co przemęczać, 4h pracy wystarczy:D
Piątek, 4 marca 2011
· Komentarze(0)
Kategoria Miasto
W pracy od razu potajemnie dopadają mnie pewne osoby z zapytaniem co to się podziało dzień wcześniej i zaintrygowani mówią, że założono,że pewnie uniosę się dumą i na złość spóźnię do pracy a tu..jestem na czas. Ich zaciekawienie moją wersją zdarzeń i usłyszeniem jakichś sensacji sprawia,że od razu poprawia mi się humor;) Bawi mnie ta cała plotkarska konspiracja jak i usłyszany absurd, że miałbym się zachować niekompetentnie tylko dlatego,że pewna inna osoba pogubiła się w swoich emocjach. Trochu za stary już jestem na takie zagrywki obrażonego dziecka:]
Ruchu nadal nie ma. Za to pogoda piękna:) Aż chce się jeździć..tylko nie za bardzo jest z czym i do kogo:] Ładna pogoda skusiła ludzi do wyjścia z czterech ścian, sporo ludzi kręci się w okolicy rynku spacerując...pewnie spalają te tysiące kalorii dostarczone sobie dzień wcześniej w trakcie rozpustnego opychania się zazwyczaj odmawianymi sobie i zakazanymi pączkami...^^
Zastanawiam się nad tym czy nie jest czasem tak,że niektórzy ludzie potrzebują tej popartej tradycją odgórnej dyspensy na objadanie się pączkami aby móc zagłuszyć swoje poczucie winy i pozwolić sobie na chwilę przyjemności :] Coraz częściej zauważam, że ludzie, przynajmniej w Polsce, potrzebują jakiegoś zewnętrznego znaku, przypomnienia, bodźca do tego..żeby sprawić sobie przyjemność bez wyrzutów sumienia,że się wydaje kasę,że się przytyje itd. Pracując na dobrobyt w przyszłości zatracamy radość chwili obecnej. Ot, choćby z takiego zakupionego pączka;) Taka przypadłość pogoni za lepszym jutrem. Jeśli ktoś ma inne, wewnętrzne odczucie..to bardzo dobrze.
Moje bzdurno-socjologiczne rozmyślania które prowadzę podczas wykonywania jakichś drobnych czynności na placówce i w trakcie wyjazdów zostają przerwane informacją o tym,że po 4h pracy mam iść do domu bo nic się nie dzieje. Zważywszy na to,że w I-szym tyg marca miałem pracować tylko przez 3 dni,z czego jeden mi odpadł w skutek parszywego całonocnego bólu zatokowego czaszki, drugiego zostałem puszczony po 7h a trzeciego po 4h to za dużo nie zarobiłem:] Oczywiście w swojej wielce naiwnej ufności do świata i ludzi:D, zakładam, że nie można było wziąć pod uwagę tego, że mam przepracowane całe 7h w tym tygodniu i puścić kogoś innego...^^ To jedynie niesamowicie niefartowny zbieg okoliczności udupił mnie po całości, w którym zapewne objawia się daleko posunięta zlośliwość...Losu:] Absurdalność takiego obrotu spraw wywołuje u mnie pobłażliwy uśmiech wobec Wszechświata...
W drodze powrotnej do domu jeżdżę sobie beztrosko gdzie nogi poniosą jak człowiek który ma niewiele do stracenia i pozostaje mu się tylko cieszyć z doświadczanych przeżyć. Cieszę się z jazdy...i czuję się wolny;) Wszystko wydaje się proste i banalne:P Piszę jak bym doświadczał rzeczywistości jak naćpany wariat, ale tak mniej więcej było. Tak się staje jak się przestaniemy czymś przejmować i w pełni sobie uświadomimy,że...po prostu nie warto;) Tylko jedna myśl niczym upiór z przeszłości kłuje mnie gdzieś z tyłu głowy...i psuje sielankowy nastrój...uzmysławiając,że się jednak naprawdę było naiwnym gdy wbrew ostrzeżeniom innych twierdziłem,że to co faktycznie okazało się czarne, jest białe..
I z rowerowego blogu powstał nocny rachunek sumienia:) I dobrze, bo takie przelanie myśli na "papier" pozwala oczyścić umysł i zamknąć pewne sprawy. Za lat kilka poczytam te bzdety...i okaże się czy cokolwiek wyciągnąłem z tej lekcji nt życia.
Ruchu nadal nie ma. Za to pogoda piękna:) Aż chce się jeździć..tylko nie za bardzo jest z czym i do kogo:] Ładna pogoda skusiła ludzi do wyjścia z czterech ścian, sporo ludzi kręci się w okolicy rynku spacerując...pewnie spalają te tysiące kalorii dostarczone sobie dzień wcześniej w trakcie rozpustnego opychania się zazwyczaj odmawianymi sobie i zakazanymi pączkami...^^
Zastanawiam się nad tym czy nie jest czasem tak,że niektórzy ludzie potrzebują tej popartej tradycją odgórnej dyspensy na objadanie się pączkami aby móc zagłuszyć swoje poczucie winy i pozwolić sobie na chwilę przyjemności :] Coraz częściej zauważam, że ludzie, przynajmniej w Polsce, potrzebują jakiegoś zewnętrznego znaku, przypomnienia, bodźca do tego..żeby sprawić sobie przyjemność bez wyrzutów sumienia,że się wydaje kasę,że się przytyje itd. Pracując na dobrobyt w przyszłości zatracamy radość chwili obecnej. Ot, choćby z takiego zakupionego pączka;) Taka przypadłość pogoni za lepszym jutrem. Jeśli ktoś ma inne, wewnętrzne odczucie..to bardzo dobrze.
Moje bzdurno-socjologiczne rozmyślania które prowadzę podczas wykonywania jakichś drobnych czynności na placówce i w trakcie wyjazdów zostają przerwane informacją o tym,że po 4h pracy mam iść do domu bo nic się nie dzieje. Zważywszy na to,że w I-szym tyg marca miałem pracować tylko przez 3 dni,z czego jeden mi odpadł w skutek parszywego całonocnego bólu zatokowego czaszki, drugiego zostałem puszczony po 7h a trzeciego po 4h to za dużo nie zarobiłem:] Oczywiście w swojej wielce naiwnej ufności do świata i ludzi:D, zakładam, że nie można było wziąć pod uwagę tego, że mam przepracowane całe 7h w tym tygodniu i puścić kogoś innego...^^ To jedynie niesamowicie niefartowny zbieg okoliczności udupił mnie po całości, w którym zapewne objawia się daleko posunięta zlośliwość...Losu:] Absurdalność takiego obrotu spraw wywołuje u mnie pobłażliwy uśmiech wobec Wszechświata...
W drodze powrotnej do domu jeżdżę sobie beztrosko gdzie nogi poniosą jak człowiek który ma niewiele do stracenia i pozostaje mu się tylko cieszyć z doświadczanych przeżyć. Cieszę się z jazdy...i czuję się wolny;) Wszystko wydaje się proste i banalne:P Piszę jak bym doświadczał rzeczywistości jak naćpany wariat, ale tak mniej więcej było. Tak się staje jak się przestaniemy czymś przejmować i w pełni sobie uświadomimy,że...po prostu nie warto;) Tylko jedna myśl niczym upiór z przeszłości kłuje mnie gdzieś z tyłu głowy...i psuje sielankowy nastrój...uzmysławiając,że się jednak naprawdę było naiwnym gdy wbrew ostrzeżeniom innych twierdziłem,że to co faktycznie okazało się czarne, jest białe..
I z rowerowego blogu powstał nocny rachunek sumienia:) I dobrze, bo takie przelanie myśli na "papier" pozwala oczyścić umysł i zamknąć pewne sprawy. Za lat kilka poczytam te bzdety...i okaże się czy cokolwiek wyciągnąłem z tej lekcji nt życia.