Limonka przyciera nosa skuterzyście:D
Niedziela, 6 lutego 2011
· Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Rano jadąc do pracy zahaczam o błonia krakowskie i robię sobie wokół nich rundkę ciesząc się przyjemną dodatnią temperaturą. W trakcie dnia ciągle się chmurzy i czasem coś kapie z nieba, nie zmniejsza to jednak odczuwanej przeze mnie dziś radości z jazdy! Czuję,że organizm po chorobie zaczyna dochodzić do siebie a limonka staje się momentami coraz bardziej agresywna. Każdego dnia lepiej ją wyczuwam - dzisiaj sobie nieco na niej pozeskakiwałem z krawężników gdy nie miałem pizz w plecaku. Takie mini skoki przy 30-35km/h cieszą mnie jak dziecko:D
Moja zmiana miała się dziś skończyć o 21, gdy zbliża się ta godzina odczuwam spory niedosyt jazdy i zastanawiam się gdzie by jeszcze zawitać tego wieczoru na rowerze. Z pomocą przychodzi inny dostawca, który był dziś mniej dysponowany i stwierdza,że chętnie mi odda swoje 2h do 23:) Te słowa są dla mnie wybawieniem i pozwalają mi się jeszcze nieco wyszaleć.
W jednym z akademików napotykam skuterowego dostawcę z mojej firmy. Doświadczamy komicznej sytuacji gdy chwilę po moim pojawieniu się tam podchodzi do mnie całkiem niezła klientka - studentka myśląc,że mam dla niej pizzę. Odsyłam ją do kumpla a sam czekam na swoją klientkę. W wejściu do recepcji pojawia się jeszcze seksowniejsza studentka(patrzeć na nią to była czysta rozkosz - była w spodenkach hawajskich<lol> odsłaniających jej wysportowane nogi) i już zanoszę się z zamiarem wyśmiania kumpla, że do mnie przyszła ładniejsza, gdy okazuje się,że ona idzie do recepcjonistki a do mnie podjeżdża koleś na wózku inwalidzkim i na dodatek brakuje mu 28 groszy, które mu daruje. No cóż, życie:D
Obaj mamy wracać na placówkę, więc proponuje kumplowi wyścig. Normalnie jechałby na około ulicami(ja skracam drogę chodnikami itd), ale, że jest niedziela, godzina 23 to, żeby nie przegrać z kretensem kumpel decyduje się łamiąc prawo jechać tą samą drogą co ja co stawia mnie w niekomfortowej sytuacji. Na samym starcie udaje mi się zyskać niewielką przewagę gdyż zamiast czekać na włączenie do ruchu, cisnę chodnikiem a potem w odpowiednim momencie wskakuje na jezdnię. Pochylam się do przodu i cisnę ile wlezie:) Przed nami najdłuższa prosta na trasie(ulica Reymonta), na której lecę utrzymując prędkość 42-43km/h. Co jakiś czas się odwracam i ze zdziwiniem i śmiechem zarazem stwierdzam,że kumpel coś za bardzo się nie przybliża do mnie:D Potem ulica czysta i ja wbijam w krupniczą a skuterzysta wybiera opcję nieco korzystniejszą - ulicę studencką i wylatuje na św. Anny nieco przede mną, jestem odrobinę w tyle i go gonię. Wpadam na płytę rynku głównego i ją przecinam, wlatując w grodzką niczym kometa z nieba - ludzie się za mną oglądają a ja mam w oczach jedynie żądzę wygranej:D Pyłek jedzie Bracką i dominikańską, gdy ja przecinam tę ostatnią, widzę jego światła nieco poniżej:D Jeszcze kawałek grodzkiej i zwycięsko wpadam na placówkę głośno manifestując swoją radość:D Chwilę po mnie przybywa Pyłek, który zostaje wyśmiany przez resztę załogi ^^ Ukąśliwie stwierdzam,że chciałem mu zrobić herbatę na osłodę przegranej, ale bałem się,że mu wystygnie zanim się dotoczy na tym swoim skuterze...^^ Mogę śmiało powiedzieć,że skuter został oficjalnie wyj***** przez moją torpedo-limonkę:D Oh yeah:D Jeszcze czuję tę adrenalinkę...piękne uczucie:D Orgazm przy tym to lekkie zadowolenie...Gloria Victis!
Po pracy odwiedzam jeszcze zalew nowohucki i zaliczam honorową rundkę wokół niego. Coś w rodzaju przemarszu zwycięskich wojsk. Heh, świruję ;) Po prostu robię pętelkę podczas której podsumowuje w głowie kolejny udany dzień z życia krakowskiego dostawcy pizzy;)
W drodze powrotnej
Moja zmiana miała się dziś skończyć o 21, gdy zbliża się ta godzina odczuwam spory niedosyt jazdy i zastanawiam się gdzie by jeszcze zawitać tego wieczoru na rowerze. Z pomocą przychodzi inny dostawca, który był dziś mniej dysponowany i stwierdza,że chętnie mi odda swoje 2h do 23:) Te słowa są dla mnie wybawieniem i pozwalają mi się jeszcze nieco wyszaleć.
W jednym z akademików napotykam skuterowego dostawcę z mojej firmy. Doświadczamy komicznej sytuacji gdy chwilę po moim pojawieniu się tam podchodzi do mnie całkiem niezła klientka - studentka myśląc,że mam dla niej pizzę. Odsyłam ją do kumpla a sam czekam na swoją klientkę. W wejściu do recepcji pojawia się jeszcze seksowniejsza studentka(patrzeć na nią to była czysta rozkosz - była w spodenkach hawajskich<lol> odsłaniających jej wysportowane nogi) i już zanoszę się z zamiarem wyśmiania kumpla, że do mnie przyszła ładniejsza, gdy okazuje się,że ona idzie do recepcjonistki a do mnie podjeżdża koleś na wózku inwalidzkim i na dodatek brakuje mu 28 groszy, które mu daruje. No cóż, życie:D
Obaj mamy wracać na placówkę, więc proponuje kumplowi wyścig. Normalnie jechałby na około ulicami(ja skracam drogę chodnikami itd), ale, że jest niedziela, godzina 23 to, żeby nie przegrać z kretensem kumpel decyduje się łamiąc prawo jechać tą samą drogą co ja co stawia mnie w niekomfortowej sytuacji. Na samym starcie udaje mi się zyskać niewielką przewagę gdyż zamiast czekać na włączenie do ruchu, cisnę chodnikiem a potem w odpowiednim momencie wskakuje na jezdnię. Pochylam się do przodu i cisnę ile wlezie:) Przed nami najdłuższa prosta na trasie(ulica Reymonta), na której lecę utrzymując prędkość 42-43km/h. Co jakiś czas się odwracam i ze zdziwiniem i śmiechem zarazem stwierdzam,że kumpel coś za bardzo się nie przybliża do mnie:D Potem ulica czysta i ja wbijam w krupniczą a skuterzysta wybiera opcję nieco korzystniejszą - ulicę studencką i wylatuje na św. Anny nieco przede mną, jestem odrobinę w tyle i go gonię. Wpadam na płytę rynku głównego i ją przecinam, wlatując w grodzką niczym kometa z nieba - ludzie się za mną oglądają a ja mam w oczach jedynie żądzę wygranej:D Pyłek jedzie Bracką i dominikańską, gdy ja przecinam tę ostatnią, widzę jego światła nieco poniżej:D Jeszcze kawałek grodzkiej i zwycięsko wpadam na placówkę głośno manifestując swoją radość:D Chwilę po mnie przybywa Pyłek, który zostaje wyśmiany przez resztę załogi ^^ Ukąśliwie stwierdzam,że chciałem mu zrobić herbatę na osłodę przegranej, ale bałem się,że mu wystygnie zanim się dotoczy na tym swoim skuterze...^^ Mogę śmiało powiedzieć,że skuter został oficjalnie wyj***** przez moją torpedo-limonkę:D Oh yeah:D Jeszcze czuję tę adrenalinkę...piękne uczucie:D Orgazm przy tym to lekkie zadowolenie...Gloria Victis!
Po pracy odwiedzam jeszcze zalew nowohucki i zaliczam honorową rundkę wokół niego. Coś w rodzaju przemarszu zwycięskich wojsk. Heh, świruję ;) Po prostu robię pętelkę podczas której podsumowuje w głowie kolejny udany dzień z życia krakowskiego dostawcy pizzy;)
W drodze powrotnej