Rowerowa baletnica na lodzie
Temperatura chyba bliska zeru bo nie odczuwa się zbytnio zimna.
Warunki ogólnie całkiem przyjemne, rano pojawia się nieco słoneczka, jest raczej bezwietrznie.
Pod sam wieczór a w zasadzie już w nocy znaczy delikatnie mrzyć. Z nieba spada niezamarznięty kapuśniaczek, w sumie wydaje się nie zbyt groźny. O tym,że na wszystkich nawierzchniach stworzył on cienką warstwą szklistego lodu dowiaduje się w drodze powrotnej do domu...Zjeżdzając drogą rowerową w dół pod rondo mogilskie(po tym jak omal nie dostałem mandatu za jazdę rondem, teraz jeżdżę pod) w myślach cieszę się z tego,że zamontowałem niedawno nowe tylne klocki bo w takich mokrych warunkach i na zjeździe sam przedni hamulec mógłby mnie nie spowolnić przed zakrętem dostatecznie..moja radość nie trwa długo i szybko zostaje skonfrontowana rzeczywiśtością, na zakręcie przednie koło wpada w boczny poślizg i rower wysuwa się spode mnie i kładzie się na ziemi lecąc dalej do przodu a ja zostaje z tyłu i siadam na dupie. Uderzenie jest na tyle silne, że kilka akcesoriów na rowerze mi się przestawia. Mógłbym powiedzieć,że przednia kolcowana opona mnie zawiodła, ale gdy rzucam okiem na bruk na którym się pośliznąłem, widzę wyraźne rysy na nim jak zadrapania od pazurów na drewnie. Poziom zrysowania kostki aż mnie zaskakuje. Poza tym rysy są dość długie..czyli dość długo jechałem bokiem opony. Gdyby nie te kolce...to upadek byłby znacznie bardziej gwałtowny i dupę miałbym pewnie w kilku kawałkach. Zad i tak mnie boli. Wsiadam na rower, przekręcam korbę i stoję. Tylne koło wykonało obrót i nic. Przestawiam rower, delikatnie się odpycham, dociskam tylne koło siadając na siodle i spokojnie jadę. Dwa razy nim wyjeżdżam z ronda czuje jak mi zarzuca tylnym kółkiem.
Chwilę potem znowu leżę. dy wsiadam na rower kość ogonowa pulsuje już mocniej niż wcześniej. Wszystkie chodniki pokryte szklanką. Wrażenia jak podczas jazdy po lodowisku.
W końcu wjeżdżam na ulicę. Z nieba dalej siąpi. Jadę rekreacyjno-rodzinnym tempem 20km/h.
Pod klatką schodową schodzę z roweru i ledwo łapię równowagę. Do klatki dochodzę mini kroczkami na ugiętych nogach i już wyobrażam sobie jak ktoś rano wychodzi z klatki i momentalnie jego stopy zajmują miejsce głowy.