W pracy, czyli rozwożąc pizzę krakowskimi uliczkami
Sobota, 27 listopada 2010
· Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Dzisiaj ruch wreszcie taki na jaki czekaliśmy. Byłem prawie pewien, że uda mi się dziś wyjeździć 100km...aż tu nagle złapałem kapcia. Zakleiłem dziurę, wsadziłem dętkę do opony...i powietrze znowu zeszło, jak byłem w trasie. Musiałem przez 1km prowadzić rower do miasteczka studenckiego. Akurat mieszka tam kumpela i pożyczyłem od niej łatkę...i ponownie skleiłem dętkę, okazało się,że przetarła mi się dodatkowo, już kiedyś założona samoprzylepna silikonowa łatka. Więcej takiej nie kupię. Zakleiłem ją kolejną łatką, napomponowałem...wróciłem na placówkę i znowu pusto w oponie. Oczywiście za każdym razem oglądałem oponę od środka. Wyjąłem ponownie dętkę, nabiłem pompkę i tym razem wsadziłem pod wodą. Okazało się,że dwie naklejone wcześniej łatki nie trzymają...skleiłem je za radą kumpla z pracy super glue..i to nie był trafiony pomysł, bo ten glut okazał się zbyt sztywny, żeby przytrzymać łatkę na elastycznej dętce. Podkleiłem łatki specjalnym klejem..poczekałem z 15 minut, powietrze nie zeszło. Wsadziłem ją pod oponę, nabiłem ponownie...i znowu klops. K**** M**! Okazało się,że opona przytarła się z boku...na miejscu z tyku z obręczą w mało widocznym miejscu. W momencie nabicia dętki będącej pod oponą dętka przetarła się o obręcz przechodząc przed bok opony.
Telefon do znajomego i 15 min. odbieram od niego jakąś starą oponę do MTB oraz nową dętkę continentala, za którą zwracam mu hajs. Montuje całość, pompuje tą małą śmieszną pompką na którą już tego dnia nie mogę patrzeć, podbijam na najbliższą stację, wtłaczam kompresorem 4 bary i zasuwam z powrotem na placówkę...
W plecy jakieś 3-4h:/ I jak tu się nie wkurwić..
W pn idę do rowerowego po jakieś marathonki, może cross, może nawet plus..bo mam już dość tego łatania tych cholernych dętek. Odkąd w trekkingi mam marathon dureme...nie złapałem ani jednego kapcia, choć po różnym terenie jeździłem z sakwami.
Temperaura rano bliska zeru, gdzie nie gdzie były ślizgawice, potem nieco się podniosła, ale nadal dość ślisko od topniejącego śniegu. Tylne koło kilka razy mi zatańczyło, ale bardzo delikatnie. Zaczyna się walka ze śniegiem, mrozem i wiatrem :) Czyli to co hardkory lubią najbardziej:D
Telefon do znajomego i 15 min. odbieram od niego jakąś starą oponę do MTB oraz nową dętkę continentala, za którą zwracam mu hajs. Montuje całość, pompuje tą małą śmieszną pompką na którą już tego dnia nie mogę patrzeć, podbijam na najbliższą stację, wtłaczam kompresorem 4 bary i zasuwam z powrotem na placówkę...
W plecy jakieś 3-4h:/ I jak tu się nie wkurwić..
W pn idę do rowerowego po jakieś marathonki, może cross, może nawet plus..bo mam już dość tego łatania tych cholernych dętek. Odkąd w trekkingi mam marathon dureme...nie złapałem ani jednego kapcia, choć po różnym terenie jeździłem z sakwami.
Temperaura rano bliska zeru, gdzie nie gdzie były ślizgawice, potem nieco się podniosła, ale nadal dość ślisko od topniejącego śniegu. Tylne koło kilka razy mi zatańczyło, ale bardzo delikatnie. Zaczyna się walka ze śniegiem, mrozem i wiatrem :) Czyli to co hardkory lubią najbardziej:D