W pracy, czyli rozwożąc pizzę krakowskimi uliczkami
Wczoraj było niemiłosiernie wietrznie, momentami boczny wiatr targał mną jak kukiełką w jego przedstawieniu. Na płaskim odcinku czołowa ściana wiatru potrafiła zbić mi prędkość z 35km/h na 15km/h, czyli odczucie jakbym prawie stanął w miejscu. Po drodze do pracy uczepiam się jakiegoś kolarza na dwóch kilosach i pomimo czołowego wiatru ciśniemy na MTB ponad 30km/h! Respekt dla niego ;) Dzięki niemu nie spóźniłem się do pracy, hehe.
Niestety pod wieczór zaczyna kropić i bardzo szybko robi się dość niebezpiecznie, widoczność jest ograniczona w deszczowych ciemnościach a nawierzchnia śliska. Jakiś zawieszony taryfiarz wjeżdża mi w dupę, ale na tyle lekko, że nic mi się nie dzieje i rzucam mu elektryzujące spojrzenie i kurwuje na niego, ale jadę dalej bo nie chce mi się z nim użerać, nie mam na to siły. Zresztą nawet koło się nie scentrowało, inaczej bym go zastraszył pałami i ściągnął z niego jakiś haracz na naprawę. Ale szkoda było nerwów.
W nocy, po powrocie do domu, otwieram fanty z allegro, które do mnie doszły - używana korba XT do trekkinga,prawie nowa kaseta i łańcuch LX, manetki SLX jak nowe i tuningowane hample AVID SL. Wszystko w świetnym i oczekiwanym stanie. Części posłużą do budowy nowego trekkinga, bardziej usportowionego niż dotychczasowy.