Drugi dzień wyprawy po Pomorzu, MAzurach i ...reszcie Polski.
Środa, 4 sierpnia 2010
· Komentarze(2)
Kategoria Wyprawy
Po odebraniu pałąków na dworcu skierowaliśmy się ku latarni, okazało się, że przez jakieś prace budowlane trzeba było jechać do niej na około. Jest to najwyższa latarnia morska w Europie - mierzy 68 metrów i ponad 300 schodów:) Oczywiście zdobyliśmy ją i napawaliśmy się pięknym widokiem zatoki i 1.5km falochronu wschodniego. Potem przelecieliśmy na poludnie wyspy i przejrzeliśmy się w Jeziorze Turkusowym, następnie wróciliśmy po własnych śladach i dotarliśmy do zagrody pokazowej żubrów, zobaczyliśmy też na żywo jelenia, sarnę, dziki i orliki - kawał ptaszyska:) Nie dziwne, że jest umieszczony w naszym godle. Przypadkiem mieliśmy możliwość zobaczenia młodej wydry wsuwającej ryby - rozkoszny widok.
Stamtąd poprzez błota i piachy pieszym szlakiem leśnym dojechaliśmy do Gosania - punktu widokowego na klifie o wys. 93 metry. Ciekawy widok. Kolejnym punktem programu była latarnia Kikut w Wisełce, którą długo potem przeklinaliśmy...dojazd do niej prowadził przez las piaszczystą i stromą drogą na której kilka razy z mozołem wypychaliśmy objuczone rowery pod górę. W nagrodę...zobaczyliśmy..beznadziejną, nieciekawą i niską latarnie..nazwaną adekwatną do jej wysokości nazwą - Kikut. Zjazd był też niefajny jak na osakwione trekkingi...dla MTB czy DH byłby jak marzenie. Tym szlakiem dotarliśmy do drogi prowadzącej do Międzywodzia. Krótkie zwiedzanie i poprzez zwodzony most w Dziwnowie(ciekawa konstrukcja - otwiera się tylko jego część) uderzyliśmy do Kamienia Pomorskiego, gdzie dzisiaj śpimy u hosta z CS.
Kilosów mało natrzaskaliśmy, ale było dużo zwiedzania, krążenia i zatapiania się piachach. Natomiast bardzo dużo zobaczyliśmy. Dzień zakońćzył się kolacją i lampką wina u gospodarzy.
Stamtąd poprzez błota i piachy pieszym szlakiem leśnym dojechaliśmy do Gosania - punktu widokowego na klifie o wys. 93 metry. Ciekawy widok. Kolejnym punktem programu była latarnia Kikut w Wisełce, którą długo potem przeklinaliśmy...dojazd do niej prowadził przez las piaszczystą i stromą drogą na której kilka razy z mozołem wypychaliśmy objuczone rowery pod górę. W nagrodę...zobaczyliśmy..beznadziejną, nieciekawą i niską latarnie..nazwaną adekwatną do jej wysokości nazwą - Kikut. Zjazd był też niefajny jak na osakwione trekkingi...dla MTB czy DH byłby jak marzenie. Tym szlakiem dotarliśmy do drogi prowadzącej do Międzywodzia. Krótkie zwiedzanie i poprzez zwodzony most w Dziwnowie(ciekawa konstrukcja - otwiera się tylko jego część) uderzyliśmy do Kamienia Pomorskiego, gdzie dzisiaj śpimy u hosta z CS.
Kilosów mało natrzaskaliśmy, ale było dużo zwiedzania, krążenia i zatapiania się piachach. Natomiast bardzo dużo zobaczyliśmy. Dzień zakońćzył się kolacją i lampką wina u gospodarzy.