Wykorzystałem istnie wiosenną pogodę drugiego dnia świąt i dosiadłem swoją kolażówkę. Wcześniej udało mi się pomyślnie zamontować licnzik, więc w końcu mogłem poraz pierwszy śledzić prędkości jakimi się poruszałem. Byłem bardzo ciekawy czy poczuje dużą różnice pomiędzy trekkingiem na cienkich gumach a rasową kolażówką. Ledwo wyjechałem z domu i już na pierwszej prostej na liczniku pojawiało się prawie bez wysiłku 37-38km/h. Byłem w szoku bo na treku zazwyczaj jeździłem z prędkością 25-30km:] Gdy dojechałem do pierwszego zakrętu o 180 stopni, wszystko pojąłem. Wcześniej miałem wiatr w plecy, który teraz ostro wiał mi w twarz umożliwiając poruszanie się 24km/h. Machnąłem jedno dwa kółka wokół zalewu nowohuckiego, przez podjazd pod hutę sendzimira pojechałem na ulicę petofiego(mały podjazd na os.stoki) a potem skoczyłem bulwarami na rynek. Na trasie jadąc pod wiatr miałem około 22-26 na liczniku. Pokręciłem się nieco po rynku, pooglądałem kramiki i zdecydowałem się wrócić. Leciutko leciałem sobie 35km/h mając podmuch w plecy. I tak wróciłem do domu. Pogoda śliczna, wręcz słoneczna, tylko wiatr bardzo silny. Kilka razy boczne podmuchy dośc mocno mną targnęły. Do postępów należy zaliczyć to, że już wiem już znalazłem swoją pozycję dla rąk na baranku tak, żeby dłonie nie bolały. Nabieram też właściwej techniki przy hamowaniu(uginanie ramion). Na prostych rękach ledwo co sięgam klamek i nie uzyskuje dostatecznej siły hamowania. Gdy uginam ramiona podczas hamowania to jest znacznie lepiej. Narazie ciężko mi się wypowiedzieć na temat różnic w prędkościach trekkinga i kolarzówki - muszę pojeździć w bezwietrzny dzień. Może jutro się uda.
Komentarze (3)
Aby dowiedzieć się o ile musiałbyś jeździć te same trasy w takich samych warunkach! Ja już mogę to stwierdzić bo kiedyś wcześniej szczegółowo zapisywałem przejazdy tras, a teraz porównuję więc napisałem. Oczywiście czynników jest znacznie więcej, ubranie, ekwipunek itd.
To,że prędkości powinny być większe to oczywiste. Pytanie tylko o ile. Nie tylko geometria ramy to warunkuje, ale i cienkie opony, o dolnym chwycie baranka nie mówiąc.
Rower i przygoda to moje dwa największe zamiłowania. Z tych dwóch pasji zrodziła się jedna - turystyka rowerowa. Dojedziesz wszędzie, zatrzymasz się wszędzie i nie jesteś niczym ograniczony. Doznajesz, doświadczasz i odczuwasz całą naturę, piękno widoków, szmer potoku, szum liści i łopot bocianich skrzydeł. Wszędzie możesz przystanąć, porozmawiać z miejscowymi, zaczerpnąć języka, dowiedzieć się coś ciekawego, nauczyć się coś przydatnego czy też po prostu poznać daną kulturę i lokalne zwyczaje.
Rower to wolność i ogromne możliwości. Rower to też wyzwanie. I dlatego jeżdzę:)